1. "Witch"

233 6 3
                                    

Po raz pierwszy idę do nowej pracy moich dwóch najlepszych koleżanek z klasy, Rity i Sam. Nie jest to zbyt daleko od mojego domu, a sama praca wydaje się być dość ciekawa, ponieważ jest ona w nowo otwartym sklepie z kryształami, świeczkami, jakimiś kadzidełkami i różnymi takimi powiedzmy „magicznymi" rzeczami typu karty do tarota. Prowadzi go dwóch mężczyzn. Z tego co słyszałam są osobami homoseksualnymi i prowadzą go razem, bo są ze sobą. Jednak nie obchodziło mnie to tak bardzo jak babcie, które godzinami przesiadywały w oknach i wzajemnie ich obgadywały. Moja babcia niestety też należy do tego klubu, ale dzięki niej dowiaduje się co się dzieje w mieście. To od niej mam też informacje o właścicielach nowego sklepu. Według mnie miejscowe babcie już dawno powinny dać im spokój. W naszym mieście jest mnóstwo par homoseksualnych i jeszcze nie zrobiły nikomu nic złego, ale niestety telewizja robi dość skuteczne pranie mózgu pod tytułem: „Geje zjedzą wam dzieci". Wiadomo, że żadna kobieta nie dałaby zdemoralizować swoich dzieci, dlatego tak reagują. Po części da się wytłumaczyć ich zachowanie, chociaż ja nie widzę sensu w tym wszystkim.

Po paru minutach spaceru na listopadowym chłodzie byłam na miejscu, a przed wejściem zobaczyłam dużą, zieloną kanapę, która była pokryta cienką warstwą pierwszego śniegu, który spadł w tym roku i prosiła się o to, aby na niej usiąść. Bez zastanowienia zrzuciłam ręką biały puch i posadziłam swoje zmarznięte kości na zielonym meblu jednak po tym jak miękki materiał dotknął mojego ciała postanowiłam się na nim położyć, a może nawet przezimować, jeśli dobrze pójdzie.

-Cóż za brak ogłady. Proszę wstać- usłyszałam głęboki, stanowczy głos. Jazgod należał do wysokiego bruneta ubranego jak na spotkanie w sądzie, a nie jak na spacer po przedmieściach.

Jego ubranie nie było raczej na wybieg mody, ale było widać też, że nie jest z tej okolicy. Po samej koszuli można było wywnioskować, że ubranie jest drogie, a dobrane jest niczym przez jednego z najsławniejszych projektantów mody. Juz po pierwszym spojrzeniu na niego stwierdzilam, że jest on z centrum.

Przyjechał zobaczyć, jak żyje się na przedmieściu stolicy i pośmiać się trochę z biedniejszych. Nienawidziłam szczerze takich ludzi. To, że im się powodzi nie znaczy, że mogą wytykać innym wszystko palcami.

-Dobrze, jasne. Luz, nie zjem ci tej kanapy. - przewróciłam oczami i zaśmiałam się, jednak brunetowi nie było do śmiechu. Popatrzył na mnie z powagą i wyższością analizując coś w swojej głowie.

Pewnie myślał, jak zachować między nami odpowiedni dystans. W końcu między nami widoczna była różnica co do statusu w społeczeństwie. Mimo tego, że stany społeczne już dawno zostały zniesione to po ludziach dalej widać kto jest ten gorszy. Nie ważne jakby się wysilał nigdy nie dostanie tego na co pracuje, bo uzyska to jakiś pociotek dyrektora.

Po chwili mężczyzna odszedł i skręcił w jakąś dość ciemną uliczkę, a ja weszłam do sklepu, który na wejściu miał napisane „Witch". Środek był biały z elementami szarości, jednak nie był on tak bardzo intensywny, aby zwracać na niego większą uwagę. Na ścianach wisiały obrazy z podpisanymi kryształami oraz opisanymi do nich właściwościami, które nie były podstawową wiedzą z google'a tylko rozbudowanymi opisami, które stworzył ktoś, kto już siedzi w tym od dobrego czasu. Popatrzyłam na parę opisanych kryształów i sprawdzałam czy już je kojarzę. Prawda jest taka, że przyszłam tu nie tylko ze względu na koleżanki, ale też na kryształy i ozdoby z nich zrobione, które ostatnio uwielbiam. Stały się one moim jednym z wielu hobby, które muszę pogodzić ze szkołą.

-Cześć- powiedziała blondynka zza lady, a ja z zawałem serca, wywołanym jej nagłym przywitaniem, podeszłam do lady, aby się przywitać.

-Hejka! Ładnie tu macie.- powiedziałam przytulając się do Sam.

I'll dance in my own hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz