12. Masz racje. Będzie mi to pasować.

50 3 0
                                    

Po wyjeździe Dylana moje życie znowu obrało swój monotonny tor. Szkoła, potem praca w sklepie Wojtka, w którym przy okazji robiłam zadania domowe czy oglądałam filmy, oczywiście gdy nie miałam kogo obsługiwać, co nie zdarzało się zbyt często. Sklep stawał się coraz bardziej popularny przez swoje produkty oraz reklamę Wojtka, która pojawiła się w Internecie. Coraz częściej oprócz starszych Pań zainteresowanych rubinami przychodziły do nas młode osoby, które zaczynały przygodę z kryształami, albo po prostu przychodziły po coś ładnego.

Po sylwestrze sytuacja między mną, a Adamem drastycznie się zmieniła. Mężczyzna przestał się do mnie odzywać czy nawet przychodzić do sklepu Wojtka, gdzie wcześniej przychodził do niego co najmniej trzy dni w tygodniu. Nie ważne ile miał roboty przychodził pogadać z Wojtkiem czy mnie dręczyć, a po naszym pocałunku wszystko jakby prysło. Może Scott podczas imprezy był pijany i tylko dlatego mnie pocałował, a teraz nie chce sprawić mi przykrości? Nie mam zielonego pojęcia o co mu chodzi, ale coraz bardziej mi się to nie podoba.

Jeśli chodzi o szkołę to wszystko w niej ostatnio doprowadza mnie do szewskiej pasji. Nie rozumiałam ludzi, którzy mówili tak na co dzień, ale teraz gdy nie mogłam się w niej skupić absolutnie na niczym czułam to jak irytuje ich głos nauczycielek czy chociażby dźwięk kredy piszącej po tablicy. Niestety przez to moje oceny również się pogorszyły. Poprawie je oczywiście jednak nie byłam z siebie zadowolona i z tego powodu coraz częściej chodziłam przygnębiona.

Wracając do Adama, to dostałam ponowna ofertę pracy od jego rodziców. Mam się opiekować Mają 14 lutego. Walentynki. O Boże jak ja nie lubię tego święta. Widocznie rodzice Scotta wyjdą na kolacje. Ale to lepiej dla mnie. Przynajmniej nie będę siedzieć w domu oglądając smutnych romansideł, tylko jeszcze sobie dorobię, a patrząc na to jak para płaci, jestem w stanie sprzedać im swoją duszę co do kawałeczka.

-Diana o czym ty tak ciągle myślisz?- zapytał ktoś szturchając mnie delikatnie.

-O pracy.- odpowiedziałam nawet nie patrząc na osobę, która zadała pytanie. To i tak bez większego znaczenia.

-A czy gdzieś znajdziesz miejsce na wyjście ze mną na pizzę? W końcu dziś jest tak długo wyczekiwany piątek.- zapytała znowu ta osoba. Spojrzałam na właściciela głosu. No tak. Emilka. Ta jedna z najbardziej pozytywnych osób w naszej klasie, która wszystkich rozbawia i wyciąga na parkiet. Widocznie zauważyła, że ostatnio coś u mnie niewyraźnie. Ale przecież to tylko w szkole. W pracy jestem przecież normalna.

-Bardzo bym chciała, ale całe popołudnia spędzam w pracy.- powiedziałam zgodnie z prawdą. Dom zaczęłam traktować już jak hotel i przychodzę tam tylko się przespać i zjeść kolacje. Chociaż ostatnio i tak coraz rzadziej ją jadam. To nie tak, że mam jakieś problemy z odżywianiem tylko nie mam siły jej jeść, dlatego zrezygnowałam z jedzenia. Po tygodniu niejedzenia kolacji przestałam odczuwać chęć jej jedzenia.

-Wielka szkoda. Nie znajdziesz nawet chwili na wyjście na tą pizzę?- ponowiła ofertę jednak ja nie miałam ochoty z niej skorzystać. Czułam, że jakiekolwiek jedzenie jakie w siebie wepchnę będzie przez organizm natychmiast zwrócone.

-Wątpię. Moi pracodawcy są bardzo wymagający.- kłamałam jak z nut. Wojtek i Ricardio oczywiście by mnie puścili, ale ja nie chciałam się z nikim spotykać. Mówiąc to przyspieszyłam kroku i skręciłam do toalety tak, aby dziewczyna nie mogła znowu bombardować mnie swoimi propozycjami wyjścia.

***

-Adam znowu chce się spotkać po godzinach pracy.- usłyszałam kawałek rozmowy Wojtka z Ricardio.

-Ostatnio nic tylko ciągle chce się spotykać po pracy i to nawet nie chce przyjść do sklepu tylko do domu. Było nam wygodniej jak przychodził do sklepu, bo po pracy było wolne, a tak to trzeba się jeszcze martwić jego spotkaniem.

-Może nie ma czasu, w końcu on też ma prace.

-Dlatego wcześniej przychodził do nas prawie bez przerwy?

-To chyba moja wina.- wtrąciłam się w ich wymianę zdań, która prawdopodobnie zmieniłaby się w kłótnie.- Na sylwestrze coś się stało i od tej pory Adam nie daje o sobie znaku życia.

-To na pewno nie twoja wina. Przecież on nie będzie uciekał od jakiś wydarzeń, tym bardziej związanych z tobą. Wydaje mi się ze chciał Ci poprawić ten wieczór więc nie wiem, dlaczego teraz miałby uciekać. - powiedział Wojtek opierając się o blat za nim.

-Tak czy siak przydałoby się z nim pogadać. Możecie go przekonać, żeby przyszedł dziś do sklepu?- podałam pomysł po czym nastąpiła chwila ciszy.

-Dobrze. Przekonam go.- powiedział Ricardio podchodząc do mnie.- tylko nie obwiniaj się za takie rzeczy. Może być wiele czynników, które wpływają na to, że Scott do nas nie przychodzi.- mówił patrząc mi w oczy.

-Postaram się.- powiedziałam i wróciłam do odrabiania lekcji.

***

Po dwóch godzinach namawiania Scotta na przyjście do sklepu szklane drzwi otworzyły się i wszedł przez nie ON. Jak zwykle w garniturze i jak zwykle w rozczochranych włosach, które wyglądały jakby były ułożone tak specjalnie. Chłopak bez spojrzenia na mnie ruszył od razu na zaplecze. Gdy Scott przechodził obok mnie złapałam go za rękę zatrzymując go.

-Adam chyba musimy pogadać.- powiedziałam na co chłopak na mnie spojrzał. Nic nie powiedział.- Chciałabym coś wyjaśnić.

-To mów.- powiedział chłodno. Tak chłodno, że pomimo, zamkniętych okien poczułam lekki przeciąg i zimne powietrze, które delikatnie muskało moją skórę.

-Nie chce tutaj gadać. Moglibyśmy chociaż wyjść na zewnątrz?- zapytałam dalej trzymając go za rękę.

-Dobra. Masz 5 minut.- powiedział, a ja pociągnęłam go przed sklep.-To o co chodzi?

-Słuchaj, ja... ja pamiętam co się stało w sylwestra i ty prawdopodobnie też...- słowa kłuły mnie w gardło i z każda sekunda powstrzymywałam się od płaczu.- i chce powiedzieć, że to dla mnie nie znaczyło za wiele, bo nie wierze w ten przesąd. Nie chce żebyś zniszczył swoją relacje z Wojtkiem i Ricardio przez nasz pocałunek i jeśli nie wiem, masz z tym jakiś problem, czujesz się niekomfortowo z tym czy chociażby ten pocałunek Ci się nie podobał to nie musisz mnie unikać. Jak już mówiłam nie wierzę w ten przesąd i tylko żartowałam, że chce go przetestować. Nie musisz spędzać ze mną całego roku i...- każde słowo wypowiadałam coraz szybciej i coraz ciszej patrząc martwo przed siebie. Nie trudziłam się nawet aby spojrzeć chłopakowi w oczy. Wtedy to wszystko byłoby jeszcze trudniejsze.- Poza tym za parę miesięcy i tak wyjeżdżam, więc spokojnie i tak nie będziesz mnie widzieć, więc w spokoju będziesz mógł przychodzić do chłopaków bez obawy, że mnie spotkasz. Myślę, że będzie ci to pasować.- mówiłam z gulą w gardle.

-Faktycznie. Masz racje. Będzie mi to pasować.- powiedział wymijając mnie i wracając do sklepu. Miałam ochotę go bić, krzyczeć mu w twarz jakim jest dupkiem, napluć mu na nowe buty po czym udusić go własnymi rękami. Ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. Z reszta dla mnie też nie powinien nic znaczyć. Adam pewnie był pijany i tylko dlatego mnie pocałował. Poza tym ten przesąd nie ma sensu. To dziecinne, aby dorośli ludzie uzależniali się od głupiego przesądu. 

I'll dance in my own hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz