Rozdział 21

94 6 2
                                    

Nibylandia

Kiedyś

Luna

Spacerowałam sobie właśnie po dżungli ale tylko chwilowo. Moja wolność była urojona ponieważ i tak nie mogłam oddalać się od obozu nawet na milimetr. Nagle coś błysnęło w krzakach. Zaskoczona i zdziwiona tym faktem odeszłam kilka kroków dalej wystraszona bo nie wiedziałam co to może być. Światło znów przybrało na sile a mnie ogarnęła ciekawość. Co to może być? Chciałabym podejść bliżej ale nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Piotruś zabraniał mi surowo podchodzić w obliczu zagrożenia a tym bardziej pałętać się samotnie bez dużungli i bez opiekuna. Mogłam odejść tylko kilka kroków od obozu. I tak złamałam już trochę jego zasadę. Chociaż trochę nie robi żadnej różnicy. Złamanie zasad to złamanie zasad. Ciekawość jednak zwyciężyła. Podeszłam bliżej. Tylko kilka kroków. Usłyszałam głosy. Jeden przestraszony a drugi donośny mocny szorstki.
- Jesteś pewien kapitanie że to tu znajdziemy? - pyta obcy głos wystraszony.- to miejsce jest przerażające.
- I właśnie dlatego tu jesteśmy panie Smee.- odezwał się tamten mocny silny głos.- Nibylandia to straszne miejsce dlatego z prwnością znajdziemu tu tego co szukamy. O czym on do cholery mówi? Pomyślałam. Nibylandia to nsjbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Ciekawość wzięła w górę i postanowiłam się wtrącić. Wyszłam z krzaków. Mężczyzna zrobił zdziwioną minę jakby widział mnie po raz pierwszy.
- A ty kim jesteś?- spytał ciakawy patrząc na mnie nie ufnie i mrużąc oczy. Zauważyłam że ma hak zamiast ręki. O ja pierdolę. To musi być słyny kapitan hak a ja go spotykam! Ale co ja mam mu powiedzieć? Cześć marzyłam żeby poznać cię całe życie? Mogę prosić o twój autograf? To by nie wypaliło więc tylko powiedziałam jedno.- Cześć jak mogę pomóc?- spytałam patrząc na nich ostrożnie. Posłałam im delikatny uśmiech lucząc że mnie nie zatakują. Cóż nadzieja matką głupich.

Córka złej królowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz