Rozdział 5

594 36 9
                                    


Zatrzymaliśmy się pod budynkiem, w którym mieściła się strzelnica. Nasz komisariat bardzo często korzystał z niej w ramach ćwiczeń. To tutaj odbyłam swoje szkolenie z korzystania z broni, którą trzymam przy sobie każdego dnia. To tutaj nauczyłam się strzelać przezwyciężając przy tym strach przed tą śmiercionośną rzeczą.

Zerknęłam na siedzącego po stronie kierowcy mężczyznę. Siedział niczym niewzruszony i obserwował jakiś punkt za szybą. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Miał mi pomagać, a ja musiałam nauczyć się przebywać w jego obecności. Przez to też będę musiała jakimś cudem mu zaufać mimo tego, że każdy jego ruch odbierałam jako atak w moją stronę.

Nawet to intensywne spojrzenie, którym obdarowywał mnie od pierwszego dnia mojej pracy w policji.

Przełknęłam ciężko ślinę i wciągnęłam haust powietrza do płuc. Już miałam się odezwać, kiedy on nagle otworzył drzwi od swojej strony.

- Wysiadamy, Rebel. - Powiedział do mnie tak, jakby mówił do jakiegoś dziecka.

Odpięłam pas i wygramoliłam się z samochodu. Ciepły wiatr smagał mi skórę dodając mi tym otuchy. To właśnie dzięki temu wciąż się nie złamałam. Czując, jak włosy lecą mi w każdą możliwą stronę, przypominałam sobie, że jestem wolna.

I miałam zamiar zrobić absolutnie wszystko, aby ten stan rzeczy już nigdy nie uległ zmianie.

- Jak długo pracujesz już w wydziale antyterrorystycznym? - Zagaiłam, starając się odsunąć na bok napiętą atmosferę.

- Siedemnaście lat. - Odpowiedział, posyłając mi krótkie spojrzenie. - Policjantem zostałem, gdy miałem dziewiętnaście. To oznacza, że tkwię tu już niespełna dwadzieścia trzy lata.

Rozszerzyłam oczy na jego wyznanie. Mało który człowiek był w stanie przejść przez szkolenie w tak młodym wieku. Nie mówiąc już o tym, jak mało nastolatków było w stanie dostać się do akademii.

- Od małego chciałeś być policjantem?

Weszliśmy do starego budynku. Hunter pokazał swoją odznakę, na co pan z obsługi bez zbędnych pytań wpuścił nas do środka.

- Wręcz przeciwnie. Nienawidziłem stróżów prawa. Jak miałem osiemnaście lat, wpadłem w pewne kłopoty. Rozprawy sądowe ciągnęły się w nieskończoność przez wzgląd na moją przeszłość. Poznałem wtedy Connora. Dopiero go przyjęli. To on się za mną wstawił. Tamtego dnia dostałem wybór; albo praca w policji, albo więzienie.

- Cóż, Connor ma chyba jakiś kompleks bohatera. Gdyby nie on, nigdy by mnie nie dopuścili nawet do szkolenia.

Stanęliśmy przed drzwiami prowadzącymi do szatni dla kobiet. Jako że byłam w mundurze, nie musiała się przebierać. Spojrzałam więc pytająco na O'Neilla.

- Zostaw swoje rzeczy. Weź jedynie broń. Poczekam na sali. - I odszedł.

Ostrożnym krokiem weszłam do szatni. Panowała tutaj ciemność, więc sięgnęłam do włącznika światła. Lampa rozbłysnęła, a w środku zapanowała jasność.

Przybliżyłam się do szafki, z której korzystałam za każdym razem, kiedy tu byłam. Uwidziałam ją sobie i już nie byłam w stanie zaufać żadnej innej. Wiedziałam, że to jeden z efektów mojej traumy pourazowej. W końcu nie każdy człowiek wierzy w to, że zostanie okradziony, gdy tylko zmieni swoje miejsce przechowywania.

Wyjęłam z pasa gaz pieprzowy, paralizator i podręczny nóż. Ułożyłam wszystko starannie na chłodnym metalu i dołożyłam do tego jeszcze swoją odznakę. Zamknęłam drzwiczki i wyszłam, kierując się w stronę pomieszczenia przeznaczonego do ćwiczeń.

MASKED [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz