Rozdział 11

554 30 4
                                    



Odłożyłam papiery na bok po wypisaniu raportu z ostatniego zatrzymania. Palcami złapałam się za skronie i zaczęłam je rozmasowywać z nadzieją, że to uśmierzy ból głowy. Niestety nic mi to nie dało, a chciałam jeszcze zajrzeć do pokoiku ukrytego w biurze Connora, by poświęcić przynajmniej godzinę swojej sprawie.

W kilku łykach opróżniłam plastikową butelkę wody i wyrzuciłam ją do kosza. Odchyliłam się na krześle i wzięłam kilka głębszych wdechów. W ostatnim czasie nie sypiałam zbyt dobrze, czego skutki odczuwałam w pracy.

Działałam ze zbyt wielkim opóźnieniem. Nie wyrabiałam się z robotą papierkową, a gdy jeździłam z moim partnerem po okolicy, to on przyjmował zgłoszenia, bo ja nawet nie przysłuchiwałam się słowom, które wybrzmiewały z radia.

Musiałam znaleźć sposób, aby jakoś wrócić na odpowiednie tory. Moja kiepska kondycja w końcu nie pomoże mi w schwytaniu osoby, która od sześciu lat prześladuje mnie w najokrutniejszych koszmarach. To wszystko się za bardzo skomplikowało, a ja nie miałam pojęcia, jak mam sobie z tym poradzić.

Wstałam w końcu z krzesła i opuściłam pomieszczenie. Już miałam skręcić w stronę korytarza po prawej, gdy nagle coś przykuło moją uwagę.

Hunter stał przy biurku naszej sekretarki i zawzięcie z nią o czymś rozmawiał. Uśmiechał się do niej, a ona co chwilę chichrała się jak głupia, kiedy tylko jakieś słowa opuszczały jego usta.

Z wściekłości zacisnęłam dłonie w pięści i pewnym krokiem ruszyłam w ich stronę. Czas na rozmyślenia minął w momencie, kiedy ta suka pogłaskała go po ramieniu. Gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się na komisariacie, w tym momencie rzuciłabym się na nią i wyrwałabym jej wszystkie włosy z głowy.

Pchnęłam O'Neilla w pierś na tyle mocno, że zrobił dwa kroki w tył.

- Mogłam się domyśleć, że twoja natura kobieciarza w końcu wyjdzie na wierzch. Byłeś zbyt idealny, a ja dałam się nabrać. Ale wiesz co? Koniec z tym. Nie musisz mi już pomagać. Sama poradzę sobie dużo lepiej.

Już chciałam odejść, jednak on złapał mnie za ramię przytrzymując w miejscu.

Nie odwróciłam się. Nie miałam zamiaru patrzeć w te cholerne oczy, które z taką łatwością były w stanie mnie oszukać.

- O co ci chodzi, Rebel? - zapytał zdenerwowanym tonem.

Nie wytrzymałam. Obróciłam się na pięcie i znowu popchnęłam go z całą werwą i wściekłością, jakie miałam w sobie.

- O gówno. - Odpowiedziałam i wyszłam nie oglądając się za siebie.

Miałam nadzieję, że spacer i chłodne powietrze zdołają ostudzić moje nerwy, jednak kiedy dotarłam do domu, wciąż czułam się podminowana. Connor akurat parkował swój samochód na podjeździe, co tylko jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

Bo co miałam mu powiedzieć? Jak miałam mu wytłumaczyć, że poczułam się zdradzona przez faceta, który nawet nie jest mój? Przez faceta, na którego kazał mi uważać, a ja go nie posłuchałam.

Próbowałam opóźnić to wszystko w czasie, więc przyspieszyłam kroku, kierując się prosto do drzwi wejściowych. Weszłam do środka, gdzie od razu powitał mnie odgłos skwierczącej patelni i zapach placków ziemniaczanych.

Napięcie zaczęło ze mnie schodzić, a kiedy tylko ujrzałam krzątającą się po kuchni Coraline, całkowicie zniknęło.

- Hej, kochanie! - powitała mnie z uśmiechem na ustach. - Nie wiedziałam, że wrócisz tak wcześnie.

MASKED [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz