Rozdział 10

541 29 1
                                    


9 lat temu

Opuszkami palców kreśliłam wzorki na chropowatej powierzchni ściany. Było to moje jedne z ulubionych zajęć, które od roku wykonywałam w celu zabicia nudy. Z każdym ruchem rozkoszowałam się przyjemnym drapaniem na skórze, co odwracało moją uwagę od bólu ledwie gojących się ran.

Opuchlizna pod moim okiem powoli schodziła. Liczne siniaki pokrywające moje ciało z dnia na dzień coraz bardziej bledły. Jedynie z otarcia na mojej lewej piersi zaczęła sączyć się ropa. Musiało wdać się zakażenie wywołane brakiem odpowiedniej higieny.

Wiedziałam, że to moja wina. Gdybym tylko z uśmiechem na ustach potrafiła znosić wszystko, co mi robił, wtedy pozwoliłby mi wziąć prysznic. Ale to tak bardzo bolało, że nie byłam w stanie przestać krzyczeć.

Starałam się być mu posłuszna. Starałam się go nie rozwścieczać, ale on czasem mimo wszystko się na mnie złościł, a wtedy było dużo gorzej. W takich chwilach nie potrafiłam przestać płakać, a jemu zdawało się to podobać.

Na dźwięk skrzypnięcia schodów zerwałam się z łóżka i uklękłam na podłodze. Chłód już dawno przestał mi przeszkadzać, dlatego nawet się nie skrzywiłam, kiedy moja skóra zetknęła się z zimną posadzką.

Przez ostatni rok zdołałam przywyknąć do swojej rzeczywistości. Do nieludzko niskiej temperatury. Do ciągłego strachu i oczekiwania na kolejny cios. Do bólu, który praktycznie nigdy mnie nie opuszczał. Do uczucia upokorzenia po tych wszystkich bezwstydnych rzeczach, których się przy mnie dopuszczał.

Zauważyłam, że nawet zaczęłam tego wszystkiego oczekiwać. Już nie wiedziałam jak funkcjonować bez ciągłego cierpienia. Jak to jest żyć bez odbierającego zmysły strachu. Bez zastanawiania się, do czego posunie się kolejnym razem. Jak by to było otulić się ciepłym kocem i zasnąć bez jakichkolwiek zmartwień.

Stalowe drzwi stanęły otworem, a w progu pojawił się zamaskowany mężczyzna, który od roku był moim jedynym towarzyszem. To dzięki niemu nie czułam się aż tak samotna. Wyczekiwanie na jego wizytę było niczym słodkie pocieszenie w mojej gorzkiej codzienności.

- Zaczynasz mnie nudzić, Rebel. - Powiedział głębokim tembrem stawiając kolejne kroki w moją stronę. - Gdzie pojawiła się moja buntowniczka?

Złapał mnie za szczękę i pociągnął na tyle mocno, że musiałam wstać na nogi. Czułam jak odziane w skórzane rękawice palce wbijały się w moje policzki. Syknęłam cicho, kiedy ścisnął mnie jeszcze bardziej.

- Gdzie twój bunt, maleńka?

Puścił mnie tak niespodziewanie, że zatoczyłam się do tyłu i upadłam na łóżko. Był mną zawiedziony, przez co zrobiłam się smutna. Nie chciałam, by był mną zawiedziony.

- Myślałam, że tego ode mnie chcesz. - Wyszeptałam, kuląc się na twardym materacu.

- Czego?

- Posłuszeństwa.

Cmoknął kilka razy językiem kręcąc przy tym głową. W pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk szurania kiedy jednym kopniakiem odsunął drewniany stół. Chwilę potem stał przy szafkach i wyciągnął z jednej z nich gruby sznur.

Momentalnie zaschło mi w ustach gdy obserwowałam jak przerzuca jeden koniec przez wbity w sufit hak. Pociągnął kilka razy by upewnić się, że się trzyma i znów podszedł do mnie.

- Wstawaj. - Rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Co... Aaa! - Krzyknęłam, kiedy pociągnął mnie mocno za ramię i poderwał z miejsca. - Co robisz? - Udało mi się wychrypieć.

MASKED [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz