Rozdział 6

575 32 1
                                    


10 lat temu

Przez ostatnie trzy dni przeszłam przez głód, bolesne ssanie żołądka i w końcu brak apetytu. Mój porywacz okazał się bezkompromisowy i pomimo mojego znieczulenia na potrzebę jedzenia, ślinka napływała mi do buzi za każdym razem, gdy tylko czułam zapach ciepłego posiłku.

Od trzech dni żyłam na samej wodzie, a jednak nawet chłód przestał mi doskwierać. Tak samo jak ciemność, która bardzo często stawała się moim wybawieniem.

Bo ciemność oznaczała, że jego tu nie ma.

Nie skrzywdził mnie od trzech dni. Wiedziałam, że jego cierpliwość ma swoje granicę. Widziałam jak zaciskał odziane w czarne rękawice dłonie w pięści. Widziałam jak jego ramiona się napinają tuż przed tym, jak z hukiem zatrzaskiwał za sobą drzwi. Jednak ani razu nie zrobił ze mną tego, do czego dopuścił się pierwszego dnia.

Trzy dni. Tak krótki okres czasu, który w moim obecnym życiu oznaczał całą wieczność. Liczyłam je za pomocą jego wizyt. Udało mi się wypracować własny system, dzięki któremu nie straciłam poczucia czasu.

Przecież nie chciałam całkowicie zwariować, jeśli kiedykolwiek udałoby mi się stąd wydostać.

A przecież kiedyś nadarzy się okazja na ucieczkę.

Siedziałam na betonowej podłodze kreśląc na niej kształty. Dzięki temu, że była brudna, byłam w stanie dostrzec delikatny zarys rysunku, który tworzyłam. Był koślawy i daleki od ideału, jednak nie miałam nic innego do roboty.

Już dawno uprałam swoje ubrania, które teraz idealnie przylegały do mojej skóry przez to, że nigdy nie zdążyły wyschnąć. Do tego także zdołałam przywyknąć.

Dźwięk skrzypienia schodów już nie był dla mnie taki straszny. Może i byłam naiwna, ale chciałam głęboko wierzyć w to, że jeśli nie skrzywdził mnie przez ostatnie trzy dni, nie zrobi tego także dziś.

Jednak odgłos ciężkiej rzeczy upadającej na posadzkę tuż przy drzwiach sprawił, że wszystkie mięśnie w moim ciele momentalnie się napięły.

Wszedł jak zwykle dumny i potężny. Każdy jego krok pokazywał, że to on kontroluje sytuację. Był silniejszy. Miał nade mną władzę fizyczną, jednak po jego reakcjach wiedziałam, że on pragnie czegoś, czego nie miałam zamiaru mu dać.

Zmrużyłam oczy, gdy tylko pokój zalało światło pojedynczej żarówki wiszącej na suficie.

- Twoje ubrania śmierdzą. - Skwitował na wejściu. - Przyniosłem ci coś do przebrania.

W moim umyśle zapłonął płomyk nadziei. Maleńki, ledwie widoczny, ale był. Dał mi siłę, by podnieść się z miejsca i do niego podejść.

Płomień ten jednak szybko zgasł, kiedy w drewnianej skrzyni, którą ze sobą przyniósł dostrzegłam jedynie kilka białych, zdecydowanie zbyt dużych na mnie koszulek i ani jednej pary majtek.

- Ale...

- To nie jest zbiórka dla bezdomnych, buntowniczko. Bierzesz albo to, albo nic.

Nie odpowiedziałam. Nie chciałam ryzykować jego złością. Dlatego też wyjęłam jedną z koszulek i ze starannością ułożyłam ją na swoim łóżku. Mężczyzna w tym czasie znów przyniósł mi posiłek.

Z jakiegoś powodu miałam przeczucie, że za chwilę wydarzy się coś złego.

Taca z trzaskiem opadła na ziemię. Kilka kropel gorącej zupy chlapnęło na podłogę, a chleb cudem uniknął spotkania z brudem, który zaległ na betonie.

MASKED [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz