~ Rozdział 6 ~

277 17 0
                                    


- Czego chcesz? - pytam stojącą przede mną wampirzycę zaciskając dłoń na klamce, jakby mogła mnie ona ocalić od wszelkiego zła. Jestem przygotowana, aby w każdej chwili zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, jeśli zajdzie taka potrzeba.  

Karmelowa skóra kobiety połyskuje w świetle zachodzącego słońca wpadającym przez okno wprost na nią. Nie zwracając na mnie uwagi przepycha się obok mnie i wparowuje do środka, po czym siada na łóżku. Zamykam drzwi i powoli podchodzę w jej kierunku. Choć nieco się do niej zbliżam, nie ufam jej na tyle, aby usiąść obok i udawać, że nie jest dla mnie zagrożeniem. Postanawiam zachować dystans, nawet jeżeli to tylko kilka kroków między przeciwnymi krańcami pomieszczenia. Opieram się plecami o ścianę i krzyżuję ręce na piersi, kalkulując w myślach czy gdybym zaczęła biec najszybciej jak potrafię zdążyłabym uciec z pomieszczenia, nim Seraphine odgryzłaby mi głowę.  

- Obudziłaś się, więc przyszłam sprawdzić jak się czujesz - wyznaje z udawaną troską w głosie. Gdyby nie była sobą pomyślałabym nawet, że odczuwa coś w rodzaju wyrzutów sumienia. Niestety zdążyłam ją już na tyle poznać, aby wiedzieć, że ona nie jest zdolna do tak głębokich uczuć.

- Nagle interesuje cię moje samopoczucie? Prawie mnie zabiłaś! - wytykam jej, a ona wcale nie kryje rozbawienia tą sytuacją.

- No wiem. Trochę mnie poniosło - udawana troska w jej głosie sprzecza się z jej ignoranckim podejściem do tej sytuacji. 

- Wow - parskam, nie mogąc powstrzymać wzbierającego we mnie gniewu - Ok, wiesz co? Miejmy to już z głowy. Dlaczego po prostu nie dokończysz tego co zaczęłaś?

- Dlaczego ty zawsze musisz tak dramatyzować? - śmieje mi się prosto w twarz, lekko przechylając głowę. Mam nadzieję, że ta rozmowa do czegoś zmierza, bo w przeciwnym razie obawiam się, że będę zmuszona użyć tych nowiutkich trampek, aby skopać tyłek pewnej wampirzycy. Nie żebym miała jakiekolwiek szanse, ale zawsze warto pomarzyć.

- Po co tu przyszłaś? - pytam ponownie, tym razem bardziej stanowczo, licząc, że przejdzie do rzeczy. 

- No więc - ciężko wzdycha zakładając nogę na nogę - Rozmawiałam z moim rodzeństwem. Byłam bardzo zajęta przygotowaniami do dzisiejszego bankietu, kiedy nagle poczułam coś co bardzo mi przeszkodziło w wypełnianiu moich obowiązków. To bardzo dziwne, bo nigdy dotąd nie zdarzyło mi się osłabnąć, a tym bardziej zaniepokoiło mnie takie nietypowe uczucie, że powinnam się tu zjawić. 

- I skąd pomysł, że to o czym mówisz ma jakikolwiek związek ze mną? - przewracam oczami poirytowana. 

- Nie wpadłam na to od razu, ale im bliżej tego pokoju się znajdowałam, tym silniej czułam, że pewnej śmiertelniczce, której krwi zdarzyło mi się posmakować grozi śmierć przez wypadnięcie z okna. 

- A ty byłaś na tyle dobroduszna, że postanowiłaś mnie uratować?

- Nie żartuj sobie ze mnie. Skąd pomysł, że ja mam duszę?

- Nie wiem. Widocznie jestem aż tak naiwna, aby sądzić, że nawet ktoś taki jak ty może ją mieć.

- Taki jak ja czyli jaki?

- Pytasz co o tobie sądzę? Według mnie jesteś rozpieszczoną bogaczką ze służbą podstawiającą ci wszystko pod nos, z poważnymi problemami psychicznymi i wątpliwym kompasem moralnym. Poza tym uważam, że powinnaś się leczyć, bo pod tą piękną skorupką jesteś tylko bardzo zachwianym emocjonalnie wrzodem na tyłku społeczeństwa.

- Uważasz, że jestem piękna? - dopytuje udając, że z całej mojej wypowiedzi usłyszała tylko to określenie - Może rzeczywiście jesteś naiwna. Łudzisz się, że będziesz wyrzucać z siebie takie rzeczy na mój temat prosto w twarz i ja nic z tym nie zrobię? Mam pozwolić ci tak do mnie mówić?

BloodlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz