~ Rozdział 11 ~

264 16 6
                                    


Z rozchylonymi ustami przyglądam się wampirzycy przypominającej posąg greckiej bogini. Gruby, ciemny warkocz, zaczynający się tuż nad jej czołem, opada na gołe ramię i kończy się na wysokości wcięcia w talii. Delikatny makijaż podkreśla jej rysy, a długa kreska nadaje  czerwonym oczom jakby koci charakter. Długa suknia przylega do jej wąskiego ciała opinając jej krągłości jak własna skóra. Rozcięcie w spódnicy biegnie od biodra w dół i odsłania długie nogi kobiety.

- Cassandro? - głos Seraphine wybrzmiewa tuż obok nas, lecz nie jestem w stanie się odwrócić, aby na nią spojrzeć. Stoję sparaliżowana z szoku, jak jedna z figur lodowych, które zdobią dzisiaj salę balową. 

- Och, Sephi. Wspaniale wyglądasz. Do twarzy ci w złocie - robi mi się niedobrze, gdy słyszę desperację sączącą się z jej głosu.

- Co tutaj robisz? - z jakiegoś powodu czuję dziwną satysfakcję w odpowiedzi na wrogość w tonie jakim Seraphine zwraca się do stojącej przede mną piękności. 

- Ucięłyśmy sobie właśnie z Riley przyjemną pogawędkę - fałszywy uśmiech wykrzywia jej pełne usta i choć nie odsłania swoich kłów, wzdłuż kręgosłupa przebiega mi dreszcz, gdy wyczuwam w tym grymasie zagrożenie.

- Nie przypominam sobie, żebym wysyłała twoje zaproszenie.

- Nie masz się czym przejmować. Twoja matka dopilnowała, abym otrzymała je w pierwszej kolejności, do rąk własnych.

- Jak miło.

- Przepraszam - wtrącam, gdy odzyskuję głos, a twarze obydwu kobiet zwracają się w moją stronę - Cassandra jest twoją dziewczyną?

- Byłą dziewczyną - wyjaśnia Seraphine.

- Och, doprawdy. Sądziłam, że do tej pory już ci przeszło - Cassandra komentuje lekceważącym tonem.

- Skoro już otrzymałaś zaproszenie i zechciałaś z niego skorzystać, rozgość się i czuj się jak u siebie. Częstuj się i baw jak najlepiej, ale pozwól, że nie dotrzymamy ci towarzystwa.

Nie czekając na odpowiedź, Seraphine chwyta mój nadgarstek i ciągnie w kierunku przeciwnej części sali.

- W razie czego, wiem, że nadal masz mój numer - 

- Co to było? - pytam nadal lekko drżącym głosem.

- Zazdrosna była? Nie ważne. Moja rodzina nalega, abym cię przedstawiła, więc postaraj się uspokoić serce nim ktoś z nich je zatrzyma. 

Nie jestem świadoma tego jak szybko łomocze pompa krwi w mojej klatce piersiowej, dopóki wampirzyca mi tego nie wytyka. Delikatny rumieniec spływa na moje policzki, na co Seraphine przewraca oczami, a ja w geście obrony robię oczy niewiniątka i wzruszam ramionami protestując, że nic na to nie poradzę. W końcu jestem tylko bezwartościową śmiertelniczką, prawda?

Kobieta ściska mój nadgarstek i prowadzi przez sam środek zatłoczonej sali do miejsca, gdzie jej krewni rozmawiają z kilkoma osobami, które przybyły do posiadłości specjalnie na tę szczególną okazję. Bez trudu rozpoznaję wśród nich Arthura, lecz pozostałe twarze nic mi nie mówią. Mężczyzna najwyraźniej zauważa kątem oka, że się zbliżamy, bo jak na zawołanie kłania się zdecydowanie o wiele zbyt dramatycznie niż jest to konieczne. Stojąca przy jego boku starsza kobieta trzyma go pod ramię. Nie wydaje się ani trochę zdziwiona zachowaniem Arthura, lecz bardziej zaintrygowana obecnością w ich domu kogoś spoza społeczności. 

- Drogie Panie! - woła Arthur gwałtownie się prostując i wyciągając dłoń w moim kierunku. Nie ukrywam, że jestem zaskoczona, gdy kieruje w moją stronę gest uprzejmości, a jednak podchodzę do całej tej sytuacji z nutą podejrzliwości, aby nie dać się wciągnąć w jeszcze gorsze kłopoty. 

BloodlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz