~ Rozdział 12 ~

239 21 3
                                    


Widzę, że ktoś coś do mnie mówi, ale nie słyszę jego słów. Szumi mi w uszach, jakbym porządnie oberwała w głowę. Moja klatka piersiowa się unosi, ale to jedyne co potwierdza, że oddycham. Nie czuję swojego ciała. Przez chwilę wydaje mi się, że jestem tu tylko duchem, bo reszta zapadła się pod ciężarem tego jednego słowa.

Córeczko...

W tej samej chwili, gdy je słyszę, rozpoznaję również głos, który je wypowiada. Ten sam głos przed laty śpiewał mi kołysanki i opowiadał bajki na dobranoc. On przynosił ukojenie, gdy stłukłam sobie kolano spadając z roweru albo leżałam z gorączką otulona po czubek nosa pościelą ze Świnką Peppą. Teraz wybrzmiewa on spomiędzy opuchniętych i krwawiących warg. Jego twarz jest tak zniekształcona, że nawet wiedząc, że to mój ojciec, nie potrafię go rozpoznać w tym zmarnowanym człowieku. 

Mężczyzna leży u moich stóp patrząc z dołu w moje oczy i szukając w nich pocieszenia. Z zapartym tchem czeka, aż potwierdzę, że to ja. Podczas gdy jedyne co mogę zrobić to przyglądać się obrażeniom na jego ciele i dziwić się, że nawet mimo zadanych ran jest on o wiele bardziej żywy niż przez te wszystkie lata sądziłam. 

Mój mózg odłącza się od kontrolowania moim ciałem. Zamiast tego próbuje znaleźć wyjaśnienie tego paradoksu, ale nie jest mi to dane. Popadam w stan, w którym mam wrażenie, że czas się zatrzymał, ale jedynym co zamarło w miejscu jestem ja. Z powrotem sprowadza mnie donośny głos mężczyzny, który przed chwilą zaczął zapowiadać to przedstawienie. 

- W naszej społeczności krew traktowana jest z największą należną jej czcią, dlatego niech tej nocy oraz każdej innej, płynie strumieniami dostatku, lecz nie pozwólmy, aby zmarnowała się choć kropla. A teraz moi przepiękni goście, zacznijmy zabawę. 

- Nie! - słyszę wrzask sprzeciwu i dopiero po chwili dociera do mnie, że wydobywa się z moich ust - Nic mu nie zrobicie!

Czuję na sobie wzrok Seraphine. Zaraz potem jego śladem podążają oczy pozostałych. Daje o sobie znać również wspomnienie ognia palącego moją skórę. Choć było zaledwie iluzją, było również ostrzeżeniem, aby więcej nie popełniać tego samego błędu. 

... czyli nie robić dokładnie tego co właśnie robię.

- Natychmiast go zostawcie! - rozkazuję donośnym głosem. 

Chcę się rzucić w kierunku mojego ojca, lecz w ostatniej chwili silne ramiona obejmują mnie w talii i na siłę wyprowadzają z sali. Wśród tłumu zgromadzonych rozbrzmiewają hałasy przypominające okrzyki o nie zrozumiałej treści. Wśród nich wyłapuję jedno zdanie. 

- Niech śmiertelniczka do niego dołączy! - żąda niski głos przyprawiający mnie o gęsią skórkę.

Walczę z więżącą mnie w swoich ramionach Athene, gdy ta przedziera się przez chaos, który nagle rozpętał się wśród gości. Próbuję odszukać wzrokiem swojego ojca, lecz on gdzieś zniknął. Wzbiera we mnie panika. Seraphine też gdzieś przepadła. 

Athene wpycha mnie do jednego z pokoi i dopiero wtedy mnie puszcza. Zamyka za nami drzwi, a pomieszczenie opanowuje całkowita ciemność. Powoli się wycofuję, ale wpadam na coś kształtem przypominającego krzesło i potykam się o mebel. 

- Przepraszam, zapomniałam, że potrzebujesz światła - Athene odchodzi zaledwie kilka kroków i po chwili z tego samego kierunku pojawia się niewielki płomyk zapalonej świecy, wystarczający, abym odzyskała choć w niewielkim stopniu zmysł wzroku. 

- Muszę tam wrócić - oznajmiam, na co wampirzyca prycha rozśmieszona moim podejściem do sytuacji.

- Sądzisz, że jesteś w stanie cokolwiek tam wskórać? Gdyby nie ja, już byś nie żyła. 

BloodlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz