~ Rozdział 13 ~

239 21 1
                                    


Traumatyczne przeżycia spędzają mi sen z powiek. Z trudem udaje mi się zasnąć, gdy powoli zaczyna wschodzić słońce, a rano dzień wita mnie kolejną niespodzianką.

- Ubieraj się! Wychodzimy - rozkazuje opierająca się o stelaż łóżka przy moich nogach Seraphine, odkładając obok nich stosik schludnie złożonych w kostkę ubrań.

- Jakim prawem żądasz ode mnie czegokolwiek, po tym co mi wczoraj zrobiłaś? - pytam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu na samo wspomnienie tego jak z premedytacją wbiła kły w szyję mojego ojca. 

- To mój dom - jej krótki komentarz sprawia, że nie udaje mi się powstrzymać prychnięcia, które samo wydostaje się spomiędzy moich warg. Ostatecznie, nie udaję, że mam jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją i posłusznie wypełniam jej daleką od uprzejmej prośbę. 

Powoli zsuwam się z łóżka i w milczeniu przebieram się w czyste ubrania. Ani trochę nie dziwi mnie, że Seraphine nie zawraca sobie głowy daniem mi choćby odrobiny prywatności. Siada na skraju łóżka beznamiętnie obserwując każdy mój ruch. Nie mam siły się z nią kłócić, więc przewracam oczami z poirytowania, ale kończę się ubierać. 

Przy wyjściu z posiadłości Martha czeka na nas z długim czarnym płaszczem przewieszonym przez rękę, a kiedy się do niej zbliżamy, rozwiesza go w powietrzu i za chwilę wciąga mi go na ramiona. W podzięce posyłam jej delikatny uśmiech, a Seraphine wyprowadza mnie przez masywne drzwi na zewnątrz. Wampirzyca zakłada okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy, ale gdy pierwsze promienie zdradliwego słońca muskają jej twarz, opuszcza je na nos chowając oczy za czarnymi szkiełkami.

Październikowemu krajobrazowi towarzyszy również adekwatny przymrozek. Po kilku minutach spaceru dostaję rumieńców na policzkach i czubku nosa, gdy na dobre odczuwam skutki niskiej temperatury. Wędrujemy między wysokimi drzewami i połamanymi gałęziami walającymi się wśród liści i pod naszymi nogami. 

- Dokąd idziemy? - pytam, gdy spacer zaczyna mi się niemiłosiernie dłużyć, a moja towarzyszka nie zamierza być zbyt wylewna w słowach i wyjaśnić mi jaki jest nasz cel.

- Zobaczysz.

Nie wiem, czemu łudziłam się, że czegoś się od niej dowiem, ale i tak czuję, jak narasta we mnie złość, gdy słyszę jej butną odpowiedź. 

- Dobra, jak chcesz. Ja wracam do środka, zanim tyłek mi odmarznie - ostrzegam ją czując, że wyczerpuję zapas swojej cierpliwości. 

- Rany, musisz cały czas tak dramatyzować?!

- Powiedz mi chociaż czego szukamy w środku lasu?

Seraphine przyciągając brodę do klatki piersiowej, wygląda na mnie znad okularów, a jej spoczywający na mnie wzrok przyprawia mnie o gęsią skórkę. Kiedy jednak wytrzymuję jej spojrzenie, przeciągle wzdycha przewracając oczami, ale ostatecznie kapituluje. 

- W porządku. Niech będzie. Tutaj... Tak, chyba tu będzie w porządku.

- Co będzie?

- Arthur jakiś czas temu zasugerował, że powinnam to zrobić przed imprezą i przed tym jak wprowadzę cię do grona najniebezpieczniejszych istot świata. 

- Powtórzę się. Co zrobić?

- Muszę przyznać, że postąpiłam niezbyt odpowiedzialnie i nie przygotowałam cię odpowiednio...

- Zaraz. Czy mi się wydaje, czy właśnie przyznałaś się do błędu?

- Możesz mi nie przerywać?

- Jasne. Kontynuuj. 

- Powinnam nauczyć cię, jak się bronić, więc... Śmiało, zaatakuj mnie. 

BloodlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz