~ Rozdział 18 ~

451 29 11
                                    

Wraz z końcem listopada spada pierwszy śnieg. Biały puch pokrywa wszystko, co spotka na swojej drodze. Widok z okna robi się bardzo monotonny, a choćby przelotne spojrzenie powoduje, że wstrząsają mną dreszcze. Nawet pomimo tego, że w pokoju jest ciepło, praktycznie nie rozstaję się z puszystym kocem, w który jestem owinięta po czubek nosa. 

To pierwszy od jakiegoś czasu dzień wolny od treningu. Sama dokładnie nie wiem z jakiego powodu. Do tej pory moim trenerkom nie przeszkadzał deszcz czy mróz. Śniegiem tym bardziej nie zawracałyby sobie głowy. W ostateczności w posiadłości mają prywatną salę treningową. 

Dzisiaj jednak w posiadłości w ogóle jest jakoś nietypowo. Wręcz dziwnie. Nie słychać służby, przynajmniej w tym skrzydle. Seraphine musiała wstać wcześnie i wymknąć się bezszelestnie ze swojej sypialni, bo kiedy rano zajrzałam tam przez lekko uchylone drzwi, jej tam nie było. Zobaczyłam tylko rozrzuconą na łóżku pościel. Zwróciłam na to uwagę, bo to oznaczało również, że żadna z gospodyń nie przyszła jej uprzątnąć. 

Kiedy wychodzę z pokoju, nie mam żadnego planu. Chcę się po prostu przejść, żeby coś ze sobą zrobić. Błąkam się bez celu ścieżkami wśród długich korytarzy, wyznaczonymi i przemierzonymi już wielokrotnie w ciągu tych kilku miesięcy. Zachwycające jest to z jaką lekkością poruszam się po domu, który powinien wzbudzać we mnie lęk. W którym za każdym rogiem czai się niebezpieczeństwo. Najwyraźniej tak właśnie działa ludzki umysł, kiedy coś staje się częścią jego codzienności. Z czasem jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. 

Podłoga za rogiem skrzypi, a zza ściany wyłania się najmłodsza służąca ze stosem pudeł ustawionych jedno na drugim. Niesie je przed sobą, tak że całkowicie zasłaniają jej drogę. Jej widok przynosi mi pewnego rodzaju ulgę, bo zaburza ten stan ciszy przed burzą.

- Zaczekaj! - krzyczę i dobiegam do niej, aby przejąć od niej chociaż kilka pudełek - Pomogę ci. 

Dziewczyna przez chwilę się waha, ale ostatecznie kiwa głową, jakby uświadomiła sobie, że przydałaby jej się pomoc. Sięgam po dwa duże pudełka ze szczytu. Nagle ukazuje mi się jej twarz. Długa grzywka po bokach, opadła jej na oczy, ale jednym wstrząśnięciem odgarnia ją z powrotem. Ciemne włosy są upięte spinką z tyłu głowy. 

- Dziękuję. Może nie powinnam brać ich wszystkich na raz, ale pomyślałam, że jakoś dam radę - wyznaje, z trudem łapiąc oddech. Najwyraźniej kartony musiały być ciężkie. 

- Co w nich jest?

- Pewnie jakieś obrusy. Tak czy inaczej od dawna nikt ich nie używał - przesuwa palcem po warstwie kurzu na jednym z nich, a drobiny zaczynają unosić się w powietrzu. 

- Gdzie je niesiesz? 

- Martha chciała je obejrzeć.

- W takim razie pójdę z tobą - uśmiecham się do dziewczyny, która pospiesznie odpowiada tym samym, a zaraz potem rusza przodem wzdłuż korytarza. 

- Dziękuję, że mi pomagasz. Nie musiałaś tego robić.

- Wiem, ale chciałam. Poza tym i tak nie mam nic do roboty. 

Nim zdążymy dotrzeć do schodów, zauważam biegnącą w naszym kierunku Athene. 

Dziewczyna w tej samej chwili staje jak wryta w podłogę, stawia pudełka obok siebie i dyga przed Panią, chyląc czoła tak nisko, że mam wrażenie, jakby próbowała dotknąć nim podłogi. 

- Tu jesteś! - krzyczy Athene podbiegając i chwyta mnie za ramię. Jej uścisk jest tak mocny, że jej palce wbijają mi się w skórę - Już są. 

- Kto? - pytam zdezorientowana, ale wampirzyca nawet nie zamierza czegokolwiek mi wyjaśniać. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

BloodlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz