~ Rozdział 15 ~

305 25 1
                                    

Zaciskam powieki i jedną dłonią przytrzymując notatnik na udzie, drugą szarpię uniesioną kartkę, która wydaje charakterystyczny szmer, kiedy wyrywam ją spomiędzy pozostałych. Kilka razy stukam długopisem w twardą okładkę zeszytu zastanawiając się jak ubrać swoje myśli w słowa. Nieco bezwiednie wpatruję się w płomień trawiący kruche gałązki w kominku, przy którym siedzę po turecku na dywanie szukając pomysłu od czego w ogóle zacząć swój list. Kilka razy zaczynam pisać, ale za każdym razem dopadają mnie wątpliwości, więc kreślę i zamazuję kolejne słowa. Na kartce, między plamami tuszu, pojawiają się krople wody, która ścieka z moich włosów. Ciepło ognia i cichy trzask płonącego drewna sprawiają, że zaczynam robić się senna. Przecieram ociężałe powieki i po raz kolejny przykładam długopis do kartki. 

"Gdyby zależało to ode mnie, byłabym teraz z Wami, w domu. Chcę powiedzieć, że nie zostawiłam Was, nie w taki sposób w jaki zapewne uważasz. Na razie nie mogę wrócić, jeszcze nie teraz. Nie chcę ryzykować Waszym bezpieczeństwem, ale pamiętaj, że Was kocham. Dbaj o siebie i o mamę. Przykro mi, że po raz kolejny musisz radzić sobie sama. Żałuję, że nie mogłam cię przed tym ochronić. Pewnie oczekujesz ode mnie wyjaśnień. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła wszystko ci powiedzieć. Na razie i tak nie mam pewności, czy w ogóle dostaniesz tę wiadomość, ale jeśli... "

Nagle słyszę, że ktoś się zbliża i w momencie, gdy ta osoba pociąga za klamkę, odrzucam notatnik, jakby zaczął mnie parzyć. Odruchowo wsuwam kartkę za okładkę i chowam notatnik pod kanapą. 

- Grace zaparzyła ci herbaty z miodem, żebyś się nie przeziębiła - informuje mnie Seraphine stawiając kubek na stoliku kawowym. 

- To miło z jej strony. 

Seraphine zajmuje miejsce w fotelu i podnosi ze stolika książkę, którą opiera na kolanie, kiedy przewraca kartki szukając miejsca, w którym skończyła poprzednim razem. Jej plecy są proste jak ściana, a obydwie nogi, złączone i dostojnie skrzyżowane w kostkach, opiera o podłogę czubkami butów. Wampirzyca łudząco przypomina w tej chwili posąg, gdy nieruchomo trwa w tak nienaturalnej pozycji, a jedynym co wyprowadza mnie z błędu są jej poruszające się źrenice, patrzące z góry na papier i śledzące słowa zapisane starym atramentem. 

W tym czasie ja nie śmiem ruszyć się ze swojego miejsca przy kominku. Siedzę u jej stóp, czekając na rozkaz, co najmniej jakbym była jej pupilem, a nie osobą z godnością, czy chociaż czymś na jej kształt. Obecność perfekcyjnej w każdym calu istoty sprawia, że trudno jest mi przypomnieć sobie jakobym kiedyś miała jakąkolwiek autonomię. 

- Mogę o coś zapytać? - zwracam się nieśmiało do wampirzycy, nie chcąc nadwyrężać resztek jej cierpliwości po dzisiejszym treningu.

Seraphine unosi wzrok znad książki, a wyraz jej twarzy jest równie pusty jak spojrzenie jej oczu. Gdy w nie patrzę, dreszcz przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. Są tak zimne, martwe... a jednocześnie tak potężne. 

- Czekam - warczy, bacznie obserwując każde drgnięcie mojego ciała.

- Uważasz, że te nasze treningi cokolwiek dadzą?

- Jeśli pytasz czy ich potrzebujesz, moja odpowiedź brzmi: jak najbardziej - przewracam oczami, ale po chwili Seraphine dodaje - Arthur uważa, że za ciebie odpowiadam, bo to ja cię w to wciągnęłam, a ponieważ nienawidzę kiedy ma rację udowodnię mu, że się myli. Nawet gdybym musiała dokonać cudu. 

- Tylko o to chodzi? Żeby dopiec bratu?

- Nie bądź głupia. Wiesz, że nie chodzi tylko o to. 

- To miał być komplement? Coś kiepsko ci wyszedł.

BloodlineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz