ROZDZIAŁ 16

107 10 2
                                    

CZĘŚĆ II

PO APOKALIPSIE


Półtorej miesiąca później...

Lekki wietrzyk rozwiewał włosy Dahlii, która stała na cmentarzu i wpatrywała się w płytę nagrobną, trzymając przed sobą bukiet stokrotek.

Minuty mijały, a ona nie spuszczała wzroku z wyrzeźbionych liter.

– Wiesz... – odezwała się nagle. – Nie jest łatwo, ale... Staram się. Chociaż jest mi... – głos się jej załamał, ale opanowała się na moment przygryzając dolną wargę. – Jest mi ciężko. Po prostu tęsknię. Tak bardzo, że czasami jestem na ciebie wściekła. Bo... Jak mogłeś mnie tak zostawić? Rozkochałeś i...

Przykucnęła i złożyła stokrotki na trawie przed płytą nagrobną, a potem dotknęła dłonią zimnego kamienia.

– Kyle? Powiem ci coś w sekrecie. Zawsze kiedy w pracy musiałam się zajmować samobójcami to odczuwałam gniew. Byłam na nich wściekła, bo skoro mieli odwagę by wybrać śmierć to dlaczego nie starczyło im jej na to, aby zdecydować się na życie? Byli zwykłymi tchórzami, którzy wybrali ucieczkę przed problemami. Tak myślałam, ale wiesz... Teraz chyba trochę lepiej ich rozumiem. – Przesunęła dłonią po wyżłobionych literach. – Gdy zniknąłeś tak niespodziewanie czułam się tak jakby ktoś wyrwał mi serce. Ból był nie do zniesienia. Tak intensywny, że sama w pewnym momencie chciałam umrzeć. – Powiew wiatru uderzył w jej ciało, a jasnobrązowe pasma na moment zasłoniły twarz. Dziewczyna założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się lekko, a potem wstała. – Mam nadzieję, że nie przestraszysz się jednak, gdy przy naszym kolejnym spotkaniu po drugiej stronie zobaczysz pomarszczoną staruszkę. – Spojrzała w niebo. – Jedno nigdy się nie zmieni. Zawsze będziesz miał specjalne miejsce w moim sercu.

Jones włożyła ręce do kieszeni prochowca i powoli odeszła. Wkrótce znalazła się na ścieżce, która prowadziła przez cały cmentarz aż do wyjścia. Na moment smutek zagościł na jej twarzy, ale kobieta szybko się rozpogodziła.

– Tato? Zajmij się nim i... i zaczekajcie na mnie oboje.


Oscar stał w progu kuchni. Patrzył jak jego narzeczona uwija się niczym w ukropie. Wyjmowała pojemniki, następnie pakując w nie różne przekąski oraz przygotowane wcześniej potrawy.

– Wybierasz się do Dahlii?

– Tak – oznajmiła wyjmując z lodówki sałatkę z kurczakiem.

– Jak się czuje?

– Dobrze. A przynajmniej tak wszystkim dookoła mówi, ale mnie nie oszuka. – Gina nagle uderzyła rozgniewana łyżką w blat. – Wiem, że..., że... – zająkała się, a po chwili rozkleiła.

Oscar widząc to podszedł bliżej i objął ją ramieniem, a potem przycisnął do siebie, rozcierając jej ramię.

– No już. Spokojnie.

– Oscar... Ona była taka szczęśliwa. Gdy zadzwoniła wtedy do mnie po kolacji... Jedyne o czym mówiła, to to, że w końcu go znalazła. Tego jedynego. Tego, którego całe życie szukała. – Murray pociągnęła na nosie i upuściła łyżkę, mocniej wbijając palce w koszulę mężczyzny. – A potem... Zaledwie dwa tygodnie później. Ten wypadek samochodowy. – Zacisnęła zęby. – Gdybym tylko dorwała tego przeklętego pijaka, który wsiadł tamtej nocy za kierownicę to... to...

– Cicho... Wiem. Ale nim zajmie się wymiar sprawiedliwości. Nie martw się na pewno odpowie za to co zrobił.

Gina podniosła głowę i spojrzała prosto w twarz narzeczonemu, a z jej oczu ponownie popłynęły łzy.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz