ROZDZIAŁ 2

244 9 8
                                    

Siedem miesięcy później...

Zajęcia z fizyki teoretycznej miały się właśnie zacząć. Grupa studentów zajęła już miejsca w sali wykładowej i w oczekiwaniu na pojawienie się prowadzącego wykorzystywała ten krótki czas na rozmowę.

Wysoki, szczupły chłopak wychylił się nieco do przodu i opierając przedramiona na pulpicie spojrzał na koleżanki siedzące w rzędzie przed nim.

– To co zakład, że tym razem spóźni się więcej niż pięć minut?

Blondynka o ładnych oczach odwróciła się w jego kierunku.

– Dziesięć minimum.

– A ja wam mówię, że w ogóle się nie zjawi – odezwała się kolejna studentka. – Tak jak tydzień temu. Pewnie znowu pomylą mu się dni tygodnia.

Cała trójka wybuchła śmiechem.

– Cały Zombie. – Blondynka na moment sięgnęła po telefon, gdyż właśnie otrzymała wiadomość tekstową. Chwilowo wyłączyło ją to z dyskusji.

– No właśnie. – Jej towarzyszka zerknęła na chłopaka. – Czemu ma takie przezwisko? Zombie?

– Jak to, to ty nie wiesz? – wyraźnie zaskoczony wpatrywał się w dziewczynę w taki sposób, że poczuła się nieco głupio.

– No w sumie to wydaje się trochę oderwany od rzeczywistości i dziwny, ale żeby od razu Zombie?

– Naprawdę nie słyszałaś o tym co się wydarzyło ponad pół roku temu? – Studentka pokiwała przecząco głową. Chłopak nie mógł, więc stracić takiej okazji na opowiedzenie tej słynnej historii. – Profesor Vyes wykitował w domu.

– Co?

– No, dokładnie. Zawał czy... Mniejsza o to podobno serducho mu stanęło. I gdy wydawało się, że już po facecie to kilka godzin później obudził się w kostnicy. Jak gdyby nigdy nic.

– Nie pitol! Wkręcasz mnie.

– Nie, mówię serio. – Położył dłoń na swojej szerokiej piersi. – No jak matkę kocham. Tak było. Był martwy i nagle ożył. Współczuję tej babce przy której się obudził. Pewnie o mało sama nie zeszła tam na zawał jak umrzyk, którym się miała zająć nagle wstał.

– Kobieta?

– No, jakaś pracownica domu pogrzebowego. Pisali o tym w gazecie, ale nie podali jej personaliów. W końcu to ona zadzwoniła po lekarza. Ten przyjechał, zbadał naszego profesorka i okazało się, że jest zdrów jak ryba. Jeszcze tego samego dnia wrócił do domu.

– Ale... Przecież to niemożliwe.

– Syndrom Łazarza, tak to się chyba nazywa. Podobno zdarza się to na całym świecie, ale nikt nie wie dlaczego. W każdym razie przezwisko „Zombie" przylgnęło do niego po tym już na dobre.

Wkrótce z końca drugiego rzędu ktoś krzyknął w ich kierunku:

– Cicho! Zombie idzie!

Momentalnie dziewczyny się wyprostowały, a chłopak oparł się wygodnie o siedzenie. Wszyscy z pewną niecierpliwością wpatrywali się w drzwi, które wkrótce się otworzyły i do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku ze skórzanym neseserem. Szedł szybko, czarne włosy miał związane niedbale na karku, a lekki zarost sugerował, że nie zdążył się ogolić. Ciemne obwódki pod oczami były pozostałością po kolejnej nieprzespanej nocy. Podszedł do biurka, położył na nim torbę, a następnie zdjął czarny płaszcz. Biała koszula była niezapięta pod szyją i niedbale włożona do spodni.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz