ROZDZIAŁ 4

144 8 4
                                    

Ziewając Leo zszedł ze schodów i skierował się do łazienki. Otworzył lodówkę i wyjął butelkę wody mineralnej. Spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Dochodziła dwunasta. Mężczyzna okrążył wyspę kuchenną, a potem skupił wzrok na zapisanej w połowie tablicy. Wyglądało na to, że Mortimer wciąż nie mógł poradzić sobie z dalszym ciągiem rozwiązania.

Po imprezie zaraz po bezowocnych poszukiwaniach dziewczyny wrócili do domu. Leo chciał zostać trochę dłużej, ale jego brat znajdował się jakby w transie i nie przyjmował do wiadomości nic co się do niego mówiło. Wciąż mamrocząc pod nosem analizował zapiski na serwetce. Od tamtego czasu minęły trzy dni, ale on nadal znajdował się w martwym punkcie.

Leo westchnął i podszedł bliżej tablicy. Zmrużył oczy i zaczął się przyglądać zapiskom.

– Nie ma mowy, żebym cokolwiek z tego zrozumiał – powiedział po niecałej minucie i wyszedł na patio.

Na moment rześkie powietrze sprawiło, że jego ciało przeszedł dreszcz. Miał w końcu na sobie tylko bokserki, a temperatura oscylowała wokół dziesięciu stopni. Wziął głęboki oddech. Nie przeszkadzało mu to jednak tak bardzo. W swoich licznych podróżach po świecie mierzył się z dużo bardziej ekstremalnymi warunkami.

Przebywanie w Londynie, w przytulnym domu w żadnym wypadku nie sprawiło jednak by pomyślał o zaprzestaniu swoich eskapad. Zamieszkiwał dom Mortimera od prawie czterech miesięcy i powoli zaczynał czuć się osaczony, zamknięty w tej metropolii. Naprawdę cieszył się na wyjazd do Nepalu. Razem z ekipą zapaleńców takich jak on już przeszło od pół roku przygotowywali się do wyprawy pozwalającej zdobyć im najwyższą górę na świecie – Mount Everest.

Chłopak odłożył butelkę na pobliski żelazny stoliczek i zaczął się rozciągać. Po piętnastu minutach wrócił do domu, przebrał się i poszedł biegać. Mortimer kończył prace za dwie godziny, więc miał jeszcze sporo wolnego czasu zanim pojedzie go odebrać. Wykorzystał więc tę chwilę na zadbanie o formę.


Dahlia wyszła z prosektorium i pozbywając się z siebie ochronnych ubrań, oczyściła się, a później skierowała do pomieszczenia socjalnego. Zastała tam już mężczyznę i dwie młode kobiety, które plotkowały, siedząc przy stoliczku.

– Cześć – przywitała się, a wtedy trzy pary oczy zwróciły się w jej stronę.

– Ciężki dzień? – zapytała szczuplejsza brunetka o lekko krzywym nosie, ale przyjaznym uśmiechu.

– Wyjątkowo. Przygotowałam już cztery ciała, a Edgar mówił, że przyjedzie do nas dziś jeszcze młody chłopak, który się powiesił. Trumna będzie otwarta, więc będę musiała zamaskować zgrubienie od sznurka na szyi i oczywiście pozbyć się siności z twarzy.

– Pomóc ci? – zapytała druga z kobiet, odkładając kubek z kawą. – Jeśli...

– Nie, dzięki. Kończysz zmianę, a ja nie chcę cię zatrzymywać. Poradzę sobie, a gdyby coś to zawsze jest jeszcze Simon. Prawda? – Odwróciła się w stronę postawnego mężczyzny dwa lata starszego od niej, który zamknął swoją szafkę i zapinał właśnie uniform.

– Jasne, tylko w zamian za małą przysługę.

Dahlia wyciągnęła z szafki drugie śniadanie, a potem dołączyła do kobiet.

– Rekonstrukcja twarzy? – zapytała gryząc kawałek kanapki.

– Poniekąd. Starsza pani, trzeba będzie włożyć jej w policzki silikonowe kształtki. – Podszedł do blatu, gdzie leżała dokumentacja i zlecenie. Szybko jeszcze raz przesunął wzrokiem po zapisanych odręcznie notatkach. – Osiemdziesiąt sześć lat. Umarła w nocy, we śnie. Rodzina zażyczyła sobie, by pofarbować włosy na rudo. Ma odrosty. I paznokcie pomalować na czerwono.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz