Jay usiadł pod drzewem i zaczął wpatrywać się w swojego palącego się papierosa.
Zmarszczył brwi, a jego myśli zaczęły pogrążać się w ciemności, duszącej i zimnej. Przerażającej ciemności. Znowu to samo. Czuł jakby znalazł się w totalnie pustej przestrzeni, zrobiło mu się lodowato, czuł jakby każdy jego oddech zamieniał się w pare. Chwycił się za ramiona i zacisnął powieki gryząc się w język.
Jego bracia. Jego dzieciństwo. Jego dzieciństwo oblane bólem, strachem, krwią i łzami. JEGO PIERDOLENI, CHORZY BRACIA, KTÓRZY UDAJĄ ŻE NIC NIGDY SIĘ NIE DZIAŁO.
Czyżby Kurt już zapomniał, jak wiązał Jaya liną do momentu, aż jego skóra zaczęła pokrywać się krwiakami? Czyżby Val już zapomniał jak Jay zaciskał mocno pięście na jego pościeli dusząc się łzami? Czyżby oni obydwoje zapomnieli jak gwałcili go jak jakąś lalke, jak znęcali sie nad nim i wymyślali chore 'zabawy'? Zapomnieli już jak oddawali go na całe noce do pedofili za pieniądze i narkotyki? Zapomnieli jak Jay musiał spędzać noce na ulicy, głodny, brudny a czasem pobity?
Oni może zapomnieli, ale Jay pamiętał doskonale każdy ten ból, pamiętał każde ich słowo i do teraz czuł ich dłonie. I usta.
Jay poczuł smak krwi w ustach i otworzył natychmiast szeroko oczy. Splunął krwią na dróżkę przed sobą. Ślina zmieszana z krwią, no jasne. Za każdym razem kiedy dostawał takiego "ataku", zębami ranił sobie język. Wiedział, jak wielka trauma na nim ciąży już od bardzo młodych lat, jednak...Jakoś szczególnie nie utrudniała mu ona życie w społeczeństwie. Żył w tym horrorze tyle lat, że chyba zapomniał, jak bardzo to boli. Ból przestał być bólem. Jay chyba...Zaczął się przyzwyczajać do tego, jak został skrzywdzony i w jakiej patolologii żył. Nigdy nie poznał miłości, bezpieczeństwa...
Ale kiedy był z Matthew, kiedy byli naprawdę dzieciaczkami...Wtedy poznał namiastkę tego bezpieczeństwa i miłości. Namiastkę.
Jay spojrzał na swojego papierosa. Został sam filtr. Jak długo musiał siedzieć w bezruchu, aby żar sam spalił papierosa do samego filtru?
Westchnął cicho i jakby rozstrzęsiony wstał z ziemi i wyrzucił kiepa gdzieś daleko przed siebie.
- Z Tobą nie jest wszystko dobrze, nie? - ciężki głos rozległ się tuż przed Jayem. Tuż obok wysokich krzaków stał Matthew. To jasne, że Jay nie zauważył go od razu, ten typek wtapiał się w las w tym mundurze! Oczywiście to żart. Jay przez swój atak nic nie usłyszał, a oczy otworzył dopiero przed sekundą.
- co? Chodzi Ci o to że pale?- zapytał Jay unosząc brew. Miał nadzieje, że Matthew nie widział tego jak..
- Nie, po prostu widziałem jak skulasz się ostatnia pizda pod drzewem i ciężko oddychasz, ciężko na płucach się zrobiło przez nikotynę, co?- zapytał arogancko Matthew chwytając się za dłonie za plecami.
- taaaa, ciężko na płucach...- odpowiedział Jay, odwracając na chwile głowę w bok, aby móc "ogarnąć" swoje lekko załzawione oczy. - A z resztą...Pierdol się żołnierzyku, nie potrzebuje Twoich chamskich odzywek - prychnął Bilzerian i szybkim krokiem wyminął Matthew. Udał się w kierunku szkoły. Pójdzie do Jessi, usiądzie na trybunach i za trzy godziny będzie w domu. Zostały same najnudniejsze lekcje.
- Ej! Kundelku!- krzyknął chłopak w mundurze.
Jay się zatrzymał, a Matthew dorównał mu kroku i stanął za nim.
- Ja też pamiętam - powiedział, już tym razem przyciszonym głosem Matthew. Jay jedynie zmarszczył brwi i ruszył przed siebie. Nie miał teraz głowy do takich rozmów. Co mu odjebało w ogóle?
Jay jedynie teraz czego chciał, to zabić swoich braci w okrutny sposób. Chyba Jay Bilzerian zaczyna wariować.
CZYTASZ
• Bezpański Pies • Jaytthew - Big Mouth
Teen FictionUWAGA! Zamieszczone zwroty mogą urazić poszczególnych czytelników. Jeżeli nie akceptujesz wyrazów rasizmu, homofobii, wulgaryzmów, przemocy, oraz antysemityzmu - nie czytaj tego. Z resztą, Big Mouth również nie oglądaj. To małe miasteczko niedaleko...