3.0

271 9 3
                                    

Uwaga! TW! Występują brutalne opisy morderstwa. W sumie nie wiem czy TW, ale będą mocne.

Jay wrócił na trybuny aby wraz z Jessi komentować chamskie i szowinistyczne zachowania ich wuefisty Smitha.
Bardziej to Jessi go zagadywała, ponieważ Jaya wciąż trzymało...Dziwne roztrzęsienie po tym dziwnym ataku, który przed chwilą go zaskoczył. Ostatni raz tak się czuł dwa miesiące temu, te ataki nie przychodziły często i zawsze bez powodu się pojawiały.

Jay wracał do domu, czuł się jakby był w zupełnie innym wymiarze. Był pogrążony w myślach. Atak minął, ale...Wciąż czuł się jak wypruty, jakby nie wiedział co się dzieje wokół niego, jakby wszystko przestało mieć sens.
W drodze do domu zdążył spalić 5 papierosów, trzęsły mu się ręce.
Wszedł do domu, pustego, zimnego, ale za to zamożnego...Domu w którym...Cóż, nigdy nie było tak, jak mogłoby się wydawać. Jak mogłoby sie wydawać każdemu. Każdy mniej więcej zdawał sobie sprawę z tego, że rodzina Jaya jest lekko..Patologiczna.
Jay wszedł do swojego pokoju i usiadł bezwładnie na łóżku chowajac twarz w dłoniach. Jego pokój znacznie zmienił się od czasów podstawówki - sam pomalował swoje ściany na czarny i granatowy. Widniało tam pełno plakatów z iluzjonistami sławnymi na cały świat, jego ulubionych zespołów muzycznych i zdjęć ze znajomymi, z jakiś imprez czy wyjazdów.

- siema Jay, jak tam młody?- Jayowi zrobiło się gorąco, wręcz cały zesztywniał słysząc ten głos i czując znajome męskie perfumy. Do pokoju Jaya weszli jego starsi bracia, w bluzach z logami z ich uczelni. Obydwoje studiowali na Uniwersytecie Rutgersa. Chociaż, teraz w zasadzie Jay nie wiedział już, na jakiej uczelni stacjonowali jego starsi bracia, z którym dzielił dzieciństwo. Wiedział, że przez ostatnie trzy lata - wyrzucono ich z dwóch uczelni. Bardzo dobrych uczelni, swoją drogą.

Oczy Jaya natychmiast się rozszerzyły. Nienawidził ich głosów. Nienawidził całym sercem ich okropnych mord i oczu w których tliło się czyste zło. Jay postrzegał ich jako największych katów w USA, o ile nie na świecie.
Powoli podniósł głowę i spojrzał w stronę drzwi lekko otwierając usta. Jego ręce pozostały w tej samej pozycji, co przed chwilą.
- przyjechaliśmy na weekend, cieszysz się? Obejrzylibysmy może jakiś film wieczorem w trójkę? Ja, Ty i Val...Jak za starych czasów - dodał jeszcze Kurt poprawiając na głowie swoją ukochaną czapke z daszkiem. Tylko ze teraz, nosił ją nie do przodu, tylko w bok. Ton głosu Kurta, kiedy właśnie wypowiadał te słowa, był tak znajomy dla Jaya...Ton głosu jego brata był taki sam jak...

- jak za dawnych...Czasów?!- krzyknął Jay wstajac natychmiastowo z łóżka z furią wypisaną na twarzy.
- tak i wiesz co mamy na myśli- mówiąc to Val, zamknął z hukiem drzwi i zawiesił dwa palce na pasku od swoich spodni.
Jay przełknął ślinę. Jednak tym razem nie poczuł strachu. Poczuł ogromna złość i obrzydzenie. Wpadł w furię.
- nigdy...Już nigdy więcej mnie tak nie skrzywdzicie!- wydarł się zaraz po tym przegryzając sobie wargę do krwi ze złości. Strużka krwi spłynęła po jego brodzie.
W odpowiedzi usłyszał tylko szydercze rechotanie braci.
Czuł się, jakby cała krew i serce w jego organizmie zamarzło, jakby ktoś go ogłuszył.
Wyciagnal swój nóż sprężynowy ozdobiony printem z liśćmi Marihuany. Otworzył go.
Rzucił się na Kurta wbijając mu prosto w lewe oko nóż. Krew prysnęła, a oko Kurta wręcz rozpłynęło się, jak sok z nadziewanego żelka.
- Kurwa!- krzyknął przykładając dłoń do miejsca, w którym jeszcze przed chwila było jego Oko.
- co jest kurwa Jay?!- wykrzyczał Val łapiąc młodszego brata za ramiona. Jednak nie wiele to dało, ponieważ Jay w wielkim impetem wbił ostrze w bok szyi Vala, który zaraz po tym zaczął cofać się trzymając się kurczowo za rane, z której sączyła się krew. Ta krew wręcz tryskała.
- Uhh..To chyba tchawica - powiedział z udawanym współczuciem Jay, po czym gwałtownie skierował swój wzrok na Kurta, a w jego oczach płonął ogień.
Nie wiedział, co się z nim dzieje, nie kontrolował tego, czuł się jakby to nie było nic złego. Jakby rysował kwiatka w zeszycie.
Nie wahał się, kiedy dźgał Kurta w brzuch wykrzykując przy tym wszystkie najgorsze obelgi w ich stronę.
Zatopił nóż w klatce piersiowej brata po raz ostatni, a ten osunął się po ścianie i wylądował na podłodze tuż obok Vala. Martwi.
Na podłodze powstało spore jeziorko ciemnej krwi, a na ścianach było pełno kropel i smug po przeklętej tchawicy Vala.
Leżeli niczym śmiecie Na podłodze patrząc się Gdzieś przed siebie martwym wzrokiem..

W tym momencie Jay upuścił na podłogę swój nóż sprężynowy i zdjęcie przedstawiające jego samego, Vala i Kurta w obleśnych sweterkach świątecznych.
Zdjęcie było całe w dziurach.
Drzwi od jego pokoju się otworzyły.
- Jay! Val i Kurt przyjechali, pomóż im wnieść walizki- powiedział juz praktycznie odchodząc od drzwi ojciec Jaya.
- co?- szepnął Jay sam do siebie.
Serce biło mu strasznie szybko.
Rozejrzał się po pokoju - ani śladu krwi i jego braci w postaci podziurawionych ciał.
A z dołu usłyszał rozmowy swoich dwóch braci.
Jednak z jego przegryzionej dolnej wargi wciąż sączyła się jasna krew.

• Bezpański Pies • Jaytthew - Big MouthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz