O drugiej tego ranka Layne stanął przed drzwiami mieszkania Merry'ego i głośno zapukał.
Poszedł do domu. Upewnił się, że chłopcy odrobili pracę domową i poszedł spać. Zamierzał się z tym przespać, pomyśleć o tym, rozważyć swoje strategie po tym, jak to spieprzył sprawy po królewsku tego ranka z Raquel.
Ale nie mógł wyrzucić tego z głowy. Nic z tego. Jej mąż pieprzył się z nią. Ona spała na kanapie brata od dwóch miesięcy. Zamierzała zrobić wszystko, co do diabła zamierzała, żeby znaleźć brud na Rutledge. Ale przede wszystkim cokolwiek, u diabła, faktycznie zrobi, żeby Rutledge jej zaufał.
Więc wstał, ubrał się, wsiadł do swojego SUV'a i pojechał do mieszkania Merry'ego.
Samochodu Merry'ego nie było na parkingu. Tej nocy spał, jak zwykle, gdzie indziej.
Był tam mercedes Rocky.
Kiedy nie odpowiedziała, zapukał głośniej.
Usłyszał ją przy drzwiach, zanim ją zobaczył, miał nadzieję, że sprawdzającą przez wizjer. Potem zapaliło się zewnętrzne światło i drzwi się otworzyły. Stała tam i po jednym spojrzeniu na nią, oddech wyszedł z niego.
Po pierwsze dlatego, że miała na sobie duży t-shirt. Nosiła do łóżka jego duże t-shirty, kiedy mieszkali razem (a wcześniej skonfiskowała kilka, gdy się spotykali).
Ten był niebieską koszulką Coltów Indianapolis i wiedział, że to nie Jarroda Astley'a, ponieważ mężczyzna był od niej wyższy, ale szczupły, a ona w tym wręcz tonęła.
Gdyby o tym pomyślał, domyślałby się, że przeszła do jedwabiu, satyny i koronki. Nie przeszła.
Coś w tym uderzyło go i uderzyło go mocno.
Po drugie, miała rozpuszczone włosy. Nie widywał jej zbyt często od zeszłego roku, kiedy był w domu, ale nie było to zbyt tętniące życiem miasto, w którym żyli. Widział ją – u Mimi, u Franka, wychodzącą z Reggie's z pizzą, w sklepie spożywczym. Włosy zawsze spinała w kucyk, miała skręcone, spięte, w koku. Teraz opadały i były dłuższe, niż się spodziewał.
Dłuższe nawet niż wtedy, gdy byli razem. Długie, grube i potargane wokół twarzy, na ramionach, w dół klatki piersiowej.
Chryste. Przepiękna.
- Wszystko w porządku? – zapytała dziwnym, przestraszonym głosem, a on wiedział, że martwiła się o Merry'ego.
Wykorzystał ten strach. Zamiast odpowiedzieć od razu, tak jak ona tego ranka, przeszedł obok niej. Ale zatrzymał się blisko, zamknął drzwi i zaryglował je, zanim wszedł się do mieszkania i zobaczył łóżko wyciągnięte z kanapy, z potarganą pościelą. Merry miał mnóstwo łóżek, w których mógł spać. Powinien pozwolić Rocky wziąć jego.
Kiedy udało mu się wejść, zwrócił się do niej - Jeśli martwisz się o Merry'ego, nic mu nie jest. Prawdopodobnie jest teraz o wiele bardziej niż w porządku.
Patrzyła na niego bez mrugnięcia, po czym odwróciła się do drzwi. Wreszcie spojrzała na niego.
- Która godzina? - zapytała.
- Dlaczego przyszłaś do szpitala? - zapytał z powrotem i patrzył, jak jej ciało sztywnieje. W salonie paliła się tylko jedna lampa, ale zauważył, że jest nieruchoma jak posąg, gdy zmieszanie i sen zniknęły z jej twarzy, a ona stała się czujna.
- Przepraszam?
- Kiedy mnie postrzelono, dlaczego przyszłaś do szpitala?
Wyprostowała ramiona. Widział, że to wymagało wysiłku, ale to zrobiła. Zajęło to też trochę czasu. Tylko trochę, ale wystarczyło, żeby wymyśliła wiarygodne kłamstwo.