Jej dłoń podniosła się do jego szczęki i Rocky ustami przy jego uchu szepnęła natarczywie – Jasper.
*****
Layne otworzył oczy i zobaczył ciemność.
Dzwonił jego telefon komórkowy na stoliku nocnym Rocky, ale Rocky się nie poruszyła. Była nieprzytomna i to był środek nocy.
Layne skręcił szyję i sięgnął po swoją komórkę, gdy jego oczy wbiły się w budzik Rocky. Była pierwsza siedem nad ranem.
Kurwa.
Spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu i szybko odebrał połączenie, gdy Rocky poruszyła się u jego boku.
- Wszystko w porządku, kolego? – zapytał Jaspera Layne.
- Tato - odpowiedział Jasper, a ton tego jednego słowa sprawił, że Layne ścisnął Rocky, a następnie szybko wysunął się spod niej.
– Mów do mnie – rozkazał Layne, wstając z boku łóżka.
- To Keira – wyszeptał Jasper, brzmiąc na przerażonego.
Kurwa.
- Co jest z Keirą? – zapytał Layne. Szedł przez ciemny pokój po ubrania. Pomiędzy pobytem w biurze, a dojazdem do Rocky, poszedł do domu i spakował torbę. Znalazł ją i zaczął grzebać w niej, gdy usłyszał Rocky poruszającą się w łóżku.
- Nie wiem. Odleciała. Jest w moim samochodzie i nie jest przytomna, tato. Zemdlała. Jeździłem po okolicy, próbując ją obudzić, porozmawiać z nią. Nie mogę zabrać jej takiej z powrotem do państwa Callahan. Będą świrować. Ale minęła już jej godzina policyjna, więc i tak będą świrować. Nie wiem, co robić.
- Wyjaśnij mi to, kolego - zażądał Layne. Trzymając telefon między uchem a ramieniem, podciągnął dżinsy. Zapaliło się światło, Rocky wyszła z łóżka.
- Poszliśmy na imprezę. Tato... cholera, dobra... cholera – syknął Jas i przestał mówić.
- Jasper, posłuchaj mnie chłopcze, musisz natychmiast udzielić mi informacji. Nie martw się o kłopoty. Skup się.
Nastąpiła przerwa - Dobra, no, było piwo i wypiliśmy trochę.
Layne wyciągnął z torby koszulkę i założył ją, trzymając telefon przy uchu najlepiej, jak potrafił, gdy Rocky zniknęła w garderobie.
- Racja – ponaglił, gdy Jasper nie powiedział nic więcej.
– Nie było tak dużo, tato, przysięgam. Przysięgam. Miałem jedno lub dwa, bo prowadziłem. Keira nie miała wiele więcej. Przysięgam, tato. Nie ma mowy, żeby padła, nie w ten sposób.
- Mów dalej - Layne chwycił buty, a Rocky wyszła z szafy w rozpiętych dżinsach i ze swetrem w ręku.
- W jednej sekundzie była w porządku, nie była pijana ani nic w tym stylu, a potem zaczęła się potykać, zachowywać dziwnie, całkowicie oderwana od rzeczywistości. Nie trwało to długo, minuty, tylko minuty, tato, a ona zemdlała. Zaniosłem ją do samochodu i zacząłem jeździć. Nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym zrobić.
- Chorowała?
– Nie, nie ma mowy. Nie była aż tak pijana.
- Oddycha dobrze?
- Tak, całkowicie w porządku. Czasami mamrocze, porusza się. Po prostu zemdlała.
- Jak dawno to było?
- Przygotowywaliśmy się do wyjazdu. Jej godziną policyjną jest północ. A więc najwyżej półtorej godziny.
Layne siedział na łóżku. Miał na sobie skarpetki, wkładał buty.