15. o japierduu cz.1

1.1K 48 11
                                    

— Raz kozie śmierć. — szepnął Peter, poczym skoczył. Oczy miał zamknięte, I nie słyszał w okół nic.

Gdy pajęczy zmysł, wyczuł zagrożenie, Peter otworzył oczy, i wystrzelił pajęczyną w jakiś budynek, unikając upadek, do którego na
pewno by doszło. Z gardła wydarł mu się okrzyk szczęścia i ekscytacji, a na twarzy wymalował się szeroki uśmiech. Skacząc z dachu na dach, z budynku na inny budynek, robił różne, dziwne salta, czy inne akrobacje, których normalny człowiek by nie zrobił.

Bo Peter nie był normalny, i nie wstydził się tego, a wręcz uwielbiał pokazywać innym. W sensie tylko w masce. Parker nie miał by życia, gdyby przyznał się do swojej bohaterskiej strony, jak Iron Man.

Odbijał się się sieciami, czując się wolny. Tylko będąc spidermanem, czuł się w pełni szczęśliwy, I kochał tą adrenalinę, która towarzyszyła mu podczas ratowania miasta.

Gdy w końcu wrócił do domu, zdjął spandex, wskoczył pod prysznic, a tam oblewał się zimną wodą, bo na dworze było coś około 34°C. Po 15 minutach, ubrał krótkie spodenki od piżamy, i poszedł się położyć. W domu był sam od kilku dni, I nikt się nie pytał, czy jadł cokolwiek, lub czy czuję się dobrze. Gdy pogodził się z kukurydzem, głupkiem czy Podróbką, częściej chodził uśmiechnięty, bo co chwilę przychodziło powiadomienie właśnie od niego. Tym razem jednak było inaczej. Od wczoraj na grupie jest cicho, co trochę niepokoi nastolatka, bo nawet gdy on sam się nie odzywał, grupa ciągle była używana.
Ale chłopiec był zbyt zmęczony, aby myśleć o tej sytuacji, I po chwili już spał.

TYMCZASEM U AVENGERSÓW

— O ja pierduuu, moja pierdolona głowa! — krzyknął Thor, gdy pijany walnął o ścianę łbem.

— Ha! Idiota! — Śmiech Rocketa rozległ się po salonie, a sam zwierzak wskazywał palcem na Odinsona.

A zaczęło się tak....

WTOREK, GODZINA 14:39

Tony Stark siedział w swoim laboratorium, budując kolejny strój, bo czemu, kurwa, by nie? Miliarder olał fakt, że prawdopodobnie strój mu się nie przyda, bo będzie podobny do modelu A17, a tamten to w ogóle był zjebany jak nie wiem. Trzy dni temu, wrócili z Stephenem z Malediw na których byli po dwóch dniach spędzonych na Hawajach, i spędzili tam gorące 5 dni, a gdy tylko weszli do wierzy, Stark pierwsze co zrobił, to pobiegł do swojego laboratorium, I obcałował wszystkie swe kombinezony. Znaczy szkło, za którymi były kombinezony.

— Tony, strażnicy przylatują. — Powiedziała Pepper, wchodząc do pomieszczenia w którym przebywał playboy. Mężczyzna spojrzał na Potts spod brwi i przetarł twarz wzdychając.

— Czyli szykuję się gruba impreza. — zmęczony wstał, I ruszył do wyjścia z laboratorium. — Pep, przygotujesz mi kawę? — poprosił Stark, spoglądając bokiem na przyjaciółkę.

— Nie, miałeś jej tyle nie pić, a to byłaby już 3 dzisiaj. — odpowiedziała sucho, I wyszła z pomieszczenia, prychając.

— A tej o co już chodzi...? — zapytał sam siebie, ale niestety za głośno, bo po chwili rozległ się wrzask:

— ZARAZ SIĘ PRZEKONASZ O CO MI CHODZI, SRARK! — Oczywiście krzyki należały do kobiety o imieniu Virginia "Pepper" Potts. :D

Potts wsiadła do windy, i pojechała na piętro mieszkalne, na którym ruszyła do kuchni. Zastała tam Natashę i Clinta, którzy śmiali się w niebo głosy. Niestety śmiech Bartona ucichł, gdy zobaczył wkurwioną Pepperoni.

— Cześć Pep, co tam? — spytała Romanoff spoglądając na przyjaciółkę.

— Dobrze, dzięki że pytasz. A u ciebie Nat? — odpowiedziała uśmiechając się do kobiety.

— Tak samo.

— A ty, Clint. Jak ty się czujesz? — Morderczym wzrokiem spojrzała na Bartona.

— Ymm, no ten, yy.. dobrze dobrze, dziękuję że pytasz. — Odpowiedział jąkając się, przez co Tasha spojrzała niezrozumiale na przyjaciela, który chował się skulony za nią samą.

On wie, że ja wiem.. Pomyślała Pepper, zaczynamy zabawę

— Tak, a wiesz może kto rozwalił wentylator pierdoloną strzałą? — Zapytała z szyderczym uśmiechem, który po chwili zszedł z jej twarzy. Nawet Bucky i Sam którzy siedzieli w salonie, wyciszyli telewizor, aby lepiej przysłuchiwać się nadchodzącej dramie.

— Hah... no mogę się tylko zastano...

— JA CI SIĘ KURWA ZASTANOWIĘ, IDZIESZ TO NAPRAWIAC W TYM PIERDOLONYM MOMENCIE — Krzyk był tak głośny, że Tasha była wręcz pewna, że całe piętro zejdzie się tu, zobaczyć co się dzieje. Zapadła niezręcznie niezręczna cisza, która przerwał dźwięk pikającej windy, która informowała o tym, że ktoś przyjechał na piętro. Clint wyprostował się, I przybrał minę, jakby miał zaraz powiedzieć coś, czego pożałuję. — MASZ PIEPRZONE TRZY SEKUNDY ŻEBY POJAWIĆ SIĘ PRZY TYM PIERDOLONYM WENTYLATORZE. RAZ... DWA... I po sprawie. — Pepper uśmiechnęła się ewidentnie dumna z siebie.

— HA! STARZEC DOSTAŁ OPIERDOL! — Wydarł się Maximoff, który niewiadomo skąd pojawił się w kuchni, za co dostał morderczym wzrokiem od Potts. Kobieta wyprostowała się, I wyszła dumnym krokiem z kuchni, kierując się do swojego pokoju.

— A tej o co chodzi? — Spytał Sam, siedząc na kanapie. Bucky wzruszył ramionami, patrząc na przyjaciela dziwnym wzrokiem.

Wszystko dobrze, Peter? || WRONG NUMBER// IRONDADOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz