— POPE POWIEDZIAŁ MI, ŻE MNIE KOCHA — wyznała Kiara, kiedy siedziałyśmy same. — Powiedziałam mu, że nic z tego nie będzie.
Wypuściłam głośno powietrze i przeczesałam włosy palcami. Oczywiście, że wiedziałam, że Pope się w niej podkochiwał. Wszyscy chłopcy w pewnym sensie szaleli za Carrerą i każdy już chyba próbował ją poderwać. Kiara przyciągała do siebie ludzi, każdy chciał mieć ją jak najbliżej siebie. W pewnym sensie jej tego zazdrościłam. Ale nie w niezdrowy sposób. Po prostu czasem zastanawiałam się jakby to było gdybym była taka jak ona.
— Skoro tak czujesz, to dobrze, że powiedziałaś mu prawdę — odparłam ostrożnie.
Wiedziałam, że uczucia to delikatny temat w naszej paczce. Bo nikt tak naprawdę nie umiał ich dobrze wyrażać.
— Nie do końca jestem pewna, czy tak właśnie czuję, ale najbardziej boję się, że go zraniłam — wyznała cicho.
Czasem zapominałam, że pod twardą otoczką silnej baby, Kiara kryła w sobie małą dziewczynkę o wielkim sercu, która chciała ratować zlowie, walczyć o środowisko i najchętniej położyłaby kres wszystkim niespirawiedliwoscia społecznym na świecie.
— Kie, cokolwiek postanowisz... nie baw się jego uczuciami. Jeśli czujesz coś do niego to mu to powiedz, ale jeśli nie... nie dawaj mu nadziei — poprosiłam, ale nie dlatego, że uważałam, że mogłaby celowo zranić Heywarda. Oczywiście, że nie. Problem był taki, że mogła to zrobić przypadkiem, a gdy już się kogoś zrani nasze wczesniejsze intencje nie mają aż takiego znaczenia, bo wszystko boli tak samo. A Pope nie zasługiwał na to by bez sensownie łamać mu serce.
— Mam wrażenie, że strasznie go zraniłam.
Słodziutka Kiara. Nie do końca rozumiała jak duży wpływ ma na innych.
— Dostał kosza od miłości swojego życia, to musi boleć, nie możesz go za to winić — wyjaśniłam łagodnym głosem.
— Po prostu chciałabym, żeby to wszystko było prostsze.
Ja też. Ale nie miałam na myśli miłosnych rozterek, nie mogłabym dbać o to mniej. Chciałabym, żeby John B. nie musiał uciekać przed policją za coś czego nie zrobił. Żeby Ward i Rafe zapłacili za swoje czyny. Żeby świat nie był tak cholernie niesprawiedliwy. Zastanawiałam się jakby to było jakbym nie była sierotą. Marzyłam o tym, żeby relacje rodzinne nie były tak popaprane. Żeby Jay mógł czuć się bezpiecznie wracając do domu... mogłabym tak wymieniać bez końca.
Zaraz jednak skarciłam się w myślach. Nie powinnam bagatelizować uczuć Kiary. Nie ważne, czy wydawało mi się to prostsze czy trudniejsze niż to z czym ktokolwiek inny musiał się mierzyć.
— Nie wiem, czy nasze życie mogłoby być jeszcze bardziej skomplikowane niż jest obecnie — parsknęłam śmiechem. Zaraz jednak spoważniałam, decydując się na wyznanie prawdy o moim ojcu. Była moją przyjaciółką i kiedyś musiała się przecież dowiedzieć. — Ja też muszę ci coś powiedzieć.
Kiara złapała mnie za dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
— JJ cię pocałował? — zapytała podekscytowana, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę.
Dlaczego u licha JJ Maybank miałby mnie całować?
— Co? Rany, nie, no co ty! — zaprotestowałam natychmiast, zastanawiając się skąd jej w ogóle takie pomysły przyszły do głowy. — Chodzi o mojego tatę.
Z twarzy Kie zniknął uśmiech, ale jej spojrzenie wciąż było utkwione we mnie.
— Oddzwonił? Przyjedzie do OBX i zezna przeciwko Cameronowi? — zapytała z nadzieją, którą jak najbardziej rozumiałam. Przecież gdy odbierałam telefon ta sama wiara towarzyszyła mi.
CZYTASZ
COUPLE OF KIDS | OUTER BANKS
Fanfiction❝ Jesteśmy przecież tylko głupimi dzieciakami, co moglibyśmy wiedzieć o problemach? ❞ Charlotte Routledge, kuzynka Johna B, naprawdę wolałaby w spokoju kraść hasła do wifi lub ewentualnie surfować, ale nie miała w planach uciekania przed policją czy...