12

17 2 1
                                    

Dotarliśmy do szpitala. Przywieźli Dawida na salę. Lekarze starali się jak mogli. Włączyli  jakieś maszyny ,  kroplówki i wszystko co tylko mogli. Ja czekałam w poczekalni. Do szpitala wbiegli moi " rodzice".

- Lily?! Co się stało?! Coś sobie zrobiłaś?! Dlaczego wybiegłaś z domu?! Dlaczego tu jesteś?! - Zapytała Pani.

- Mi nic nie jest, ale Dawid... - Mruknęłam płacząc.

- Co Dawid? Jaki Dawid?- Zapytał Pan Oskar.
- No poznaliśmy się w domu dziecka, trafił tam, bo jego ojciec był pijany, nie chciał go i go bił. I pewnego dnia po niego przyszedł i go zabrał. I dzisiaj Dawid do mnie zadzwonił i wołał o pomoc I nagle sygnał się urwał. I wtedy wybiegłam z domu, chcąc go ratować. I zadzwoniłam po 112 i jego ojca zabrali do radiowozu i weszłam do niego do domu i on leżał cały we krwi i przyjechała karetka no i mnie też wzięli i dlatego tu jestem!
A to mój najlepszy przyjaciel...

- Cholera jasna... - Powiedziała kobieta.

- Dzień dobry, Pani wezwała karetkę po Dawida Misiewicza?- Zapytał Pan Doktor.

- Tak to ja! I co z nim?! - Zapytałam z nadzieją.

- * wzdycha* Przykro mi za Pani stratę... - Powiedział z oczami pełnymi współczucia lekarz.

- C- Co? A- ale jak to? Stratę?
- Niestety... Bardzo mi przykro, ale... Nie możemy nic więcej zrobić... Staraliśmy jak tylko mogliśmy... Ale jemu już nic nie pomoże.

Moje oczy były wytrzeszczone. Stałam wpatrzona w podłogę i rękami spuszczonymi w dół z zaciśniętymi pięściami. Z moich oczu spływały łzy. Chwyciłam się za głowę i wybiegłam z szpitala.

- To niemożliwe! To nie mogło się stać! Nie mogło! Nagle przewróciłam się na kolana szlochając. Dotarłam do mostu, pod mostem była woda. Most był z poręczą. Pan Oskar i ta Pani przybiegli za mną do mostu.

Stanęłam na poręczy i popatrzyłam w dół pomału szykując się do skoku.

- Lily nie rób tego! - Krzyknął Pan Oskar.
- Muszę. I zrobię to. Czas to wreszcie zakończyć.

- Co zakończyć?! - Zapytała kobieta ze łzami w oczach.
- Jak to co? Moje życie. Już I tak nic w nim nie ma sensu. Znowu nie mam przyjaciół. Ani jednego. Po co mam żyć? Żeby znowu przezywali mnie od kujonek? Żeby wrócić do domu dziecka, żeby znowu Pani Elena na mnie krzyczała? Nie dziękuję...

- Ale my nie chcemy Cię oddać! Żałujemy! Wtedy byliśmy młodzi, nie planowaliśmy dziecka, a nagle Twoja mama zaszła w ciąże! Nie chcieliśmy robić aborcji, bo nie chcieliśmy Cię zabić i nagle po kilku miesiącach się urodziłaś i skoro nie byliśmy gotowi na Twoje przyjście na świat to pomyśleliśmy, że tam będzie Ci lepiej! - Krzyknął Pan Oskar.

Ja tylko lekko się uśmiechnęłam, spojrzałam na Pana Oskara i mamę i powiedziałam
- Wybaczam Wam. Przepraszam, ale inaczej postąpić nie mogę. Wybaczcie mi...

Samobójczyni~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz