Następnego dnia
Była już sobota, więc miałam dzień wolny od szkoły. Lubię się uczyć, ale to dobrze, że już weekend, bo trochę odpoczynku nie zaszkodzi. Wreszcie nie muszę wstawać o paskudnej 7:00 lub 6:00. Zobaczyłam, która godzina, była już 12:11! Ubrałam się, rozczesałam włosy i umyłam zęby. Słyszałam zza drzwi jakąś rozmowę... O mnie! Pani Elena rozmawiała z jakimiś ludźmi na mój temat! Nagle weszli jacyś państwo do mnie do pokoju.- Córeczko... - Powiedziała kobieta.
- Nie wiem kim Pani jest, a nie rozmawiam z obcymi. - Odpowiedziałam próbując nie zranić tej obcej mi kobiety.- Jesteśmy Twoimi rodzicami. Prawdziwymi. Porzuciliśmy Cię od razu po Twoich narodzinach... Baliśmy się, że sobie nie poradzimy. Ja jestem Twoją biologiczną matką, a to Twój tata - Wyjaśniła.
- Czyli to wy mnie tu zostawiliście... Nie cierpię was. Nie rozumiem po co tu przyszliście? - Powiedziałam z niezadowoleniem ich wizytą.
- Chcemy wziąć Cię do domu, tego prawdziwego... Popełniliśmy jeden błąd, ale wybacz nam... Zrobiliśmy to z obawy, że nie damy sobie rady w wychowywaniu dziecka. A teraz, gdy widzimy co zrobiliśmy, chcemy to naprawić i wynagrodzić Ci te wszystkie lata. - Powiedziała i chwyciła mnie za ręce.- Nie dotykaj mnie! Odwal się ode mnie. Przez was uczyłam się wszystkiego sama. Nawet pierwszych słów i kroków. Teraz mi tego nie wynagrodzicie. Jeśli będę z wami mieszkać to zmarnuję sobie tylko kolejne lata życia. Wolę być w tym sierocińcu niż mieszkać z wami pod jednym dachem w tym samym domu. Jak na was patrzę to niedobrze mi się robi. - Powiedziałam i wyrwałam kobiecie moje ręce.
- Nie chcesz wrócić z nami do domu?... Tego prawdziwego?... - Zapytał mężczyzna, który podobno był moim ojcem, ale nie uważałam go za mojego tatę. Szczególnie po tym co mi zrobił razem z kobietą, która niby była moją mamą, choć nie czułam do niej miłości.
- Nie, nie chcę. Z wami to bym nawet do najdroższego domu nie pojechała. - Odpowiedziałam.
- Ale co mamy zrobić żebyś nam wybaczyła? Nie możemy cofnąć czasu... Co możemy zrobić?... - Zapytała kobieta.
- Teraz to już nic. Ale tak najlepiej to moglibyście stąd wyjść. - Odpowiedziałam.
- Kiedy? - Zapytał facet.
- Jak najszybciej. A najlepiej w tej chwili. I nigdy więcej nie pokazywać mi się na oczy!- Wrzasnęłam.- Eliza chodź, bo chyba jest już za późno na odzyskanie jej. A poza tym powiedziała już, że nie wraca, a skoro ona nie chce to nie zmuszaj jej. - Powiedział mężczyzna.
- Ale Oskar, ja chcę moje dziecko spowrotem do domu! Ja je urodziłam i jest moje! - Krzyknęła na mężczyznę.
- Ale ona nie chce wracać, rozumiesz?! Powiedziała wyraźnie, że nie chce wracać z nami do domu. Nie to nie! - Wytłumaczył.
- No niech Ci będzie, ale i tak kiedyś ją wezmę. - Oświadczyła kobieta.
- Kurna nie weźmiesz bo ona nie ma ochoty do cholery! Zrozum w końcu. - Powiedział.
- Zamknij się Oskar. Ona nie chce, ale ja chcę, więc kiedyś ją odzyskam. - Odezwała się.
- Idź do samochodu, a nie tu wymyślasz. - Powiedział.
- No dobra, dobra już idę! - Zgodziła się niechętnie.
- Dziękuję. - Powiedziałam.
- Nie ma sprawy. Gdybym nie był taki głupi to byłabyś moją córką. Ale cóż. Jak będziesz potrzebowała pomocy to możesz na mnie liczyć. Po prostu zadzwoń wtedy pod mój numer. - Powiedział.- Dobrze, a jak mam się do Pana zwracać? - Zapytałam.
- Możesz tato, Panie Oskarze, proszę pana, albo po prostu po imieniu, Oskar. - Odpowiedział.
- Dobrze - Powiedziałam.
Pan Oskar podał mi kartkę z jego numerem telefonu, pożegnał się i wyszedł.Dziwnie się czułam. Bo wiedziałam, że pomimo tego, że mnie porzucił to był to mój biologiczny ojciec, a mówiłam na niego Pan Oskar. Potem już cały dzień czytałam lekturę i moją książkę o Auschwitz. Potem, gdy się umyłam, umyłam zęby i ubrałam się w piżamę wybiła godzina 20:00 i poszłam spać.