Rozdział 20: Jackman - Long Pond, luty 1923

9 1 0
                                    

Packard był coraz bliżej. Nie znał się aż tak na automobilach, znacznie większą wiedzę w tych dziedzinach miał Nucky. W końcu pracował w warsztacie. Carter wiedział jednak dość, by zrozumieć, jak wielkie ma kłopoty. Robił co mógł, ale nie był w stanie uciec.

Carter zaklął, kręcąc kierownicą; zarzuciło pojazdem, tył wpadł w lekki poślizg. Gdyby nie śnieg, gdyby nie gargantuiczne zaspy pokrywające pobocze, najpewniej by wyrżnęli w jedno z licznych drzew. Biały puch rozsypał się pod wpływem uderzenia.

Ścigali ich śledczy. Agenci.

- Będę strzelał! - zawołał Timothy, obracając się na kanapie. Odczekał chwilę, aż Abe przestaje kręcić kierownicą jak szaleniec i dopiero potem wychylił się z pojazdu. Celował przez chwilę i pociągnął za spust.

Huknęło jak z armaty. Carter odruchowo się skulił, Barry wrzeszczał coś bez sensu, a Quincy wykorzystał okazję i spróbował wyrwać mu broń, zapominając najwyraźniej, że remington nie ma amunicji. Szarpanina trwała chwilę i zakończyła się zwycięstwem czarnoskórego. Rudzielec jęknął, szybko zrywając worek i zakrywając rękoma twarz; spośród palców zaczęła sączyć się krew. Miał złamany nos.

- Barry, ty rudy skurwielu - wycedził Quincy, obracając strzelbę i celując mu między oczy. Nacisnął na spust, lecz jedyny huk, jaki się rozległ, pochodził ze strzelby Finchera oraz pistoletów śledczych. Ich kule wbiły się w tył paige'a. Jego przeorały maskę packarda.

- Spokój tam z tyłu! - zawołał Abraham, nieświadom, co tak naprawdę się tam działo. - Quincy, ty głupi czarnuchu, przestać się rzucać, dupsko ci uratowaliśmy właśnie!

- Pierdol się, ty głupi białasie! - odpowiedział niemal identyczna obelgą.

- Są coraz bliżej - Timothy skrył się przed ostrzałem. Wyczekał na właściwy moment i, zabierając Carterowi colta, uderzył czarnoskórego awanturnika w twarz. Chrupnęły łamane kości i moment później Quincy, podobnie jak Barry, zalał się krwią. Abe uśmiechnął się kącikiem ust, zadowolony, że ma kogoś takiego po swojej stronie.

Mina mu jednak zrzedła chwilę później. Śledczy nie dawali za wygraną. Byli blisko.

Korzystając z kiepskich warunków na drodze zaryzykowali i zaczęli atakować swoim własnym automobilem. Ich pojazd przywalił po prostu w sfatygowany wóz przestępców, wprowadzając maszynę w poślizg. Metal zgiął się z okropnym zgrzytem. Packard był wyraźnie cięższy od paige'a, kolejne takie uderzenie może być ostatnim.

Timothy zaparł się nogami, ryzykując ich połamanie, po czym znowu wychylił i strzelił. Spudłował jednak, mierząc za wysoko. Na przedniej szybie ścigającego ich automobilu pojawiło się tylko niewielkie pęknięcie. Poszycie dachu nie zostało rozerwane.

Moment później to samo spotkało paige'a. Śledczy zasypali automobil gradem kul, z których kilka rozbiło tylną szybę, a jedna, zbłąkana, przeorała bark Barry'ego i wbiła się w przednią kanapę. Roderick zawył z bólu, wrzeszczał co sił w płucach, że umiera, że się wykrwawia. Tyle w tym było dobrego, że Quincy dał nura i teraz krył się z głową tuż nad kolanami, przeklinając pod nosem. Carter zaryzykował i spojrzał na rannego towarzysza.

Nawet w takich warunkach widział, że rana nie była groźna. Kula trafiła w mięsień, a może nawet i w samą skórę na barku. Nie był znawcą, ale z tych wszystkich ran, które widział podczas walk w Europie i strzelanin z ostatnich miesięcy, ta była najlżejsza.

Fincher zaklął pod nosem, przyłożył się i, gdy tylko Carter znowu wyjechał na w miarę prosty teren, wstrzymał oddech. Pociągnął za spust w tym samym momencie, gdy automobil śledczych próbował uderzyć zderzakiem o zderzak.

CierpienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz