Day 1 🎄

216 14 51
                                    

Nie przespał nocy, a dnia następnego nie poszedł na wywiad, na który był umówiony. Nie miał siły na nic, bo nie miał z Harrym żadnego kontaktu. Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że w ogóle nie sięgnął po alkohol, aczkolwiek od papierosów nie potrafił się powstrzymać.

Stresował się i żałował swoich słów, które po głębszym zastanowieniu naprawdę mogły nieźle zranić młodszego.

Louis nigdy tak nie zwracał się do swojego męża.

Westchnął i spojrzał na godzinę, która wyświetliła się na jego telefonie. Aczkolwiek, wzrok zatrzymał się na jego tapecie, która przedstawiała pełny radości obraz jego i Harrego, który wykonali w poprzednie święta w domu rodzinnym młodszego. No tak... wigilia. Tegoroczna wigilia zbliżała się wielkimi krokami, a on nie miał zielonego pojęcia, gdzie mógł pojechać jego Harry.

Jeszcze nigdy tak mocno się nie pokłócili, ba kłócili się, ale żadna kłótnia nie kończyła się wyjściem któregoś z nich. To go bardzo zabolało, mimo iż wiedział, że to była jego wina. Sam to zaproponował i przyczynił się do decyzji Harrego.

Znowu zachciało mu się palić, wiedział, że był to jego nałóg, ale nigdy nie robił tego tak często. Codziennie wypalał tylko jednego, a w nadzwyczajnych sytuacjach możliwe, że trzy. Teraz palił co chwilę, a paczki, które miał w domu zaczynały się kończyć. Najgorsze w tym wszystkim było, że nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny od wyjścia Harrego.

Westchnął i wyciągnął z kiszeni kończącą paczkę. Miał ją już otwierać, ale nagle poczuł przeraźliwy podmuch wiatru. Jego wzrok od razu pokierował się na okno. Było zamknięte. Następnie przeniósł się na drzwi, te również były zamknięte, ale... w korytarzu stał Harry, 

- Hazz, kochanie - wyjąkał od razu, rzucając w bok paczkę papierosów. Harry nienawidził jak ten palił. - Przepraszam - dodał, podnosząc się z kanapy. - Możemy porozmawiać na spokojnie i zadzwonić po mojego menadżera? - zaproponował, ruszając w kierunku aktora.

Ale Harry go ignorował. Patrzył na niego pustym wzrokiem, a pod oczyma posiadał wielkie sińce. Czyli ten też nie przespał nocy. Ten widok przeraził Louisa, jednak bardziej zraniło go traktowanie go jak powietrze.

- Nie odzywaj się do mnie - mruknął, wymijając. - Kompletnie nie spodziewałem się, że mój własny mąż może prowadzić podwójne życie - dodał, a Louis śledził go wzrokiem. - Zraniłeś mnie.

To uderzyło w serce muzyka. Już kompletnie nic nie rozumiał, a Harry tuż chwilę później zniknął zza krętymi schodami, zostawiając go samego. Strasznie się pogubił, w dodatku był bardzo zmęczony, a jego nałóg bardzo go ciągnął. Nie rozumiał o jakie podwójne życie mu chodzi i dlaczego ma się do niego nie odzywać?

Przecież go i Eleanor nic nie łączyło.

Zmusił swoje nogi do biegu i szybko wbiegł po schodach, udając się do ich pokoju. Drzwi były lekko uchylone, przez co nawet się nie zastanawiał, aby wejść. Zrobił to i zatrzymał się w nich, Harry wyciągnął z szafy swoją walizkę i do niej pakował swoje rzeczy.

- Co ty robisz? - zapytał jąkając się jak nigdy dotąd.

- A nie widzisz? - uniósł na niego wzrok. - Pakuje się i robię miejsce dla twojej dziewczyny.

- Nie mam i nigdy nie miałem żadnej dziewczyny odkąd cię znam i jestem z tobą. Kto ci takich bzdur naopowiadał? - ponownie zaczął się jąkać. Znowu się pogubił i nie potrafił pojąc nic.

- Bzdur? Sądząc po dowodach to raczej bzdury nie są - fuknął pod nosem, szybko pakując kolejne rzeczy do walizki.

- Jakie dowody do cholery?!

Christmas consent → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz