Day 4 🎄

177 14 1
                                    

Siedział w salonie. W głowie miał totalną pustkę, a w dłoniach wódkę, którą kupił po kryjomu przed Zaynem. Nie miał siły na nic, nie przespał nocy. Za dużo myślał, bo niby wiedział dużo, a nie wiedział nic. Chociaż nie. On wiedział tylko, że Harry prawdopodobnie z Cliffordem nocowali w hotelu, ale gdzie pojechali później? Gdzie oni teraz byli? Londyn, Doncaster, Holmes Chapel, Chicago, a może kompletnie gdzieś indziej? To przeważało jego wszystkie myśli.

Westchnął i zabrał kolejnego łyka. Był już wieczór, więc za oknem były już bardzo ciemno. W teorii mógłby pójść spać, jednak wcale mu się nie chciało... już pomijając, że nie spał całą noc. Przynajmniej też nie pił dużo, starał się więcej palić niż pić, ciągle na sumieniu miał słowa Harrego na temat picia, a gadki o paleniu pomijał w swoich myślach.

Jeśli Harry wróci będzie brać je pod uwagę. 

- A pierdole to - mruknął głośno, kładąc wódkę na stół. - Mam dosyć.

Rozejrzał się po pokoju i na chwilę przymknął oczy. Jego głowa zaczynała pulsować, oczy zaczynały go piec, a dłonie pchały się do paczki papierosów. Zapalił kolejnego i nie miał żadnych wyrzutów sumienia.

Nagle wstał i trzymając peta w ustach, udał się do przedpokoju. Podjął jedną bardzo niebezpieczną decyzję, nawet nie myślał o jej skutkach czy zagrożeniach. Nie chciał siedzieć sam w czterech ścianach, potrzebował pomocy, bo jego numer nadal był zablokowany.

Chciał pojechać do Doncaster.

Założył na siebie swoją kurtkę, a na stopy swoje buty. Wrócił się jeszcze po telefon, portfel i kluczyki do auta, a następnie zgaszając światła, opuścił dom, oczywiście zabezpieczając go. Udał się do garażu i wszedł do auta, aczkolwiek nie odjechał od razu.

- Przecież ja jestem pijany - powiedział do siebie, przechylając głowę do tyłu. - Dobra. Jebać to, jadę do Doncaster - mruknął, a nawet uśmiechnął się.

Przekręcił kluczyki, a następnie wyjechał z garażu. Nie czuł żadnych obaw, a wiedział, że czeka go bardzo długa droga. Długa i niebezpieczna, dochodziła godzina ósma wieczorem, a zazwyczaj o tej godzinie zaczynał padać nocy śnieg, który padał aż do świtu.

Nim się nie przejmował i modlił się, aby droga była czysta, mało zaludniona, a tym bardziej bez żadnych kontroli.

Wyjechał na prostą drogę, włączył radio jak najgłośniej się dało. To zazwyczaj pomagało mu odpędzić zmęczenie. Musiał być bardzo czujny i panować nad swoimi ruchami. Czuł promile we krwi, jednak powtarzał sobie, że nie wypił aż tak dużo, aby nie poradzić sobie za kółkiem.

Był z siebie dumny, bo wcale aż tak mocno nie pędził. Wolał uniknąć jakiegoś zatrzymania, nie miał ochoty robić sobie problemów z policją. Zazwyczaj jak jechał z Harrym to wcale nie patrzył na licznik ani na znaki prędkości.

- Zaraz mnie opieprzysz, że jadę o dziesięć kilometrów na godzinę za dużo - zaśmiał się i spojrzał w bok. Siedzenie było puste. - Kurwa - fuknął, wracając wzrokiem na jezdnię. - Czemu ty się tak mocno obraziłeś? - zapytał sam siebie, chociaż słowa pokierował do Harrego. - Dobrze wiesz, że nigdym bym cię nie zdradził. Nigdy też nie wierzyłeś w żadne plotki, a zdjęcia, które dostałeś były przeróbką. Zawsze wszystko było pięknie, a teraz nagle popsuło się przez jakieś gówna. Pomijając moje słowa, które faktycznie mogły cię zranić, cholera żałuje ich - mówił do siebie.

Po tym też stwierdził, że wariuje.

Tak też do swojego rodzinnego miasta przyjechał po dobrych trzech godzinach. Przy ostatnich kilometrach niemalże zasypiał na kierownicą, ale dojechał. Dojechał cały i zdrowy, a w dodatku przez żadnego mandatu czy ogóle spotkania z policją.

Christmas consent → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz