Day 14 🎄

233 15 0
                                    

Dwudziesty trzeci grudnia. Dokładnie dzień przed wigilią. Dzień naprawdę zabiegany i chaotyczny. Nigdy na święta nie jeździli do swoich rodzin, zawsze ten dzień spędzali w domu i robili ją dla siebie. Dopiero dnia następnego wsiadali w samochód i wykonywali sobie niezłą wycieczkę.

Louis naprawdę bał się, że w tym roku wszystko będzie wyglądać inaczej... ale wszystko w idealnym momencie wróciło do normalności. Z perspektywy dwóch tygodni stwierdził, że ta cała kłótnia nie musiała tak się skończyć i wcale nie potrzebowała tak dużego rozgłosu czy nerwów.

- Lou? - Harry wyszedł z łazienki, zaczynając się rozglądać po całym salonie. - Louis? - zapytał ponownie nie otrzymując od niego żadnej odpowiedzi. - Tomlinson! - krzyknął po nazwisku, zauważając go na tarasie.

Na tarasie w krótkim rękawku i z papierosem w dłoni.

- Louis, co ja ci mówiłem o paleniu? - zapytał ostro, strasząc przy tym swojego męża, który odwrócił się robiąc przy tym naprawdę zaskoczoną minę.

- Ja tylko pilnuję Clifforda - w międzyczasie rzucił niedopałek pod nogi i przygniótł go. - Zobacz jak pięknie bawi się w śniegu - wskazał palcem na zwierzaka. 

- To ja sobie popatrzę, a ty to co wyrzuciłeś pójdziesz ładnie wyrzucić do kosza... przed domem - zaznaczył z lekkim uśmieszkiem.

- Pomiatasz mną jakbyś był moją matką, a ja bym był małym dzieciakiem.

- A tak nie jest? - zapytał ze śmiechem, nieco zaczynając się trząść z zimna.

- Czasami cię nienawidzę - mruknął, nachylając się, aby pozbierać niedopałek.

- A teraz ładnie idź wyrzuć, ale szybko, bo obaj się przeziębimy. Ja przynajmniej mam na sobie szlafrok, ale ty jesteś na krótki rękaw.

- A ja przynajmniej nie chodzę jak kaczka - wystawił mu język. - Słyszałem w nocy jak jąknąłeś, kiedy usiadłeś na łóżko.

- Oparłem się o oparcie, bo chciałem założyć kapce - wywrócił oczyma, opierając się o ścianę. - To nie moja wina.

Louis zaśmiał się i odszedł. Harry za to zawołał Clifforda i zamykając za sobą drzwi tarasowe. Natychmiast udał się do kuchni, aby przygotować sobie ciepła herbatkę. Wyjście na taras nie było dobrym pomysłem, ale przynajmniej przyłapał Louisa na gorącym uczynku.

Woda zagotowała się, wlał ją sobie do kubka. Przy okazji zrobił kawę Louisowi, który nadal nie wrócił z swojej misji. To zaczęło go trochę niepokoić, na dworze było naprawdę zimno. Zabrał kubek w dłoń, a następnie obrócił się. Spojrzał przez okno, które znajdowało się w kuchni, a do jego uszu dotarło pukanie w szybkę.

Spojrzał w bok i zobaczył Louisa stojącego przy drzwiach tarasowych.

Zaśmiał się i odłożył kubek na blat. Od razu ruszył w jego stronę, nadal śmiejąc się i kręcąc głową. Starszy miał cały czerwony nos i wyglądał uroczo, ale z drugiej strony naprawdę wyglądał nieciekawie.

- Byłeś przed domem, tam też mamy wejście - powiadomił go ze śmiechem.

- O tym w sumie nie pomyślałem - wywrócił oczyma. - Serio jest zimno.

- A my musimy jeszcze jechać na zakupy, muszę kupić kilka rzeczy. W dodatku miałem się dzisiaj spotkać z Niallem w galerii, zaprosił mnie do kawiarni.

- A o tym zapomniałem - mruknął, wskakując na kanapę. - Ale mi o tym przypomniałeś, więc... pojedziemy, a ty pójdziesz do Nialla. Znaczy oczywiście, że o tym pamiętałem, ale lekko mi się zapomniało, więc mi przypomniałeś - zaczął udawać najmądrzejszego. Mały, duży Tomlinson... totalny standard.

Christmas consent → larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz