ROZDZIAŁ 44

36 3 0
                                    

- Acair. - Neteyam szepnął pod nosem widząc wyłaniającą się z cienia sylwetkę mężczyzny

- To ja.. - białoskóry okręcił się wokół własnej osi z rozłożonymi rękoma 

- Nie zgrywaj pajaca. Coś ty narobił? - syn Toruka Makto uważnie obserwował każdy ruch białego Na'vi 

- Nie będę ci się tłumaczył, ten sukinsyn chce twojego ojca, zamiast wrócić do tych waszych lasów on lata po mojej wiosce. 

- Gdybyś robił wszystko z głową, zapewne dziś by tego nie było. - Neteyam warknął widząc olewającą postawę Wodza 

- Bardzo śmieszne.. - Acair pokręcił lekko głową uśmiechając się przy tym - Radziłbym ci to samo. Przybyliście do nas, wziąłeś za żonę jedną z naszych kobiet ściągając na nią jakiegoś upośledzonego Na'vi z giwerą większą od jego własnego fiuta. Ja myślę nad tym co robię. Dzięki mnie, ty i twoja rodzina żyjecie. - Wódz U'labu dobitnie podkreślił ostatnie zdanie szczerząc swoje kły 

- Dzięki tobie? 

- A komu? Oni siedzą tu, nie wiedzą że wróciliście do siebie, dziękuje wcale nie boli..

- W takim razie, bo widzę że masz wszystko pod kontrolą, my wracamy do lasów. 

- Bo się boje..

- No właśnie się boisz.. - Rian szepnął swojemu Wodzu na ucho 

- Zamknij się.. - ten również odszepnął uderzając go ogonem w plecy po czym westchnął - Wracajcie, a powiem wszystko. 

Acair widząc oddalającą się sylwetkę wojownika zawahał się, postanowił przerwać trwający między nimi spór. Spuścił głowę pozwalając tym samym samotnej łzie na spłynięcie 

- Zostań.. Spieprzyłem, teraz to wiem.. Nie mam nikogo, komu bym mógł zaufać. Jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie. Pomogłeś mi, mogłeś zostawić na pewną śmierć, ale pomogłeś oddając mi zasłużone tobie pochlebstwa. Udowodniłeś, że masz wszystko czego Wódz potrzebuje. Ja mam tylko.. - białoskóry westchnął rozpaczliwie - Nawet tego nie mam.. Nie potrafię zapewnić bezpieczeństwa mojej przyszłej rodzinie.. A ty? Przystojny, odważny, uwielbiany, lekkomyślny ale u ciebie to bardziej jest zaletą niż wadą, potrzebuje cię.. Tak cholernie, bo nie chce by moje dziecko dorastało podczas wiecznej wojny.. Chce by miało naprawdę fajne życie, z kochającymi rodzicami.. Ale bez ciebie nie podołam. 

- Sam dorastałem w obawie o powstanie kolejnej wojny. - Neteyam wypuścił głośno powietrze, ostatni raz spojrzał na ojca oraz Teca, po czym zwrócił się bezpośrednio do Acaira - Nie jestem lekkomyślny, to główna cecha mojego brata, ale pomogę ci. Chodzi tu głównie o bliskich Kinnat, nie o ciebie i twoich ludzi..

- Rozumiem, dziękuje.. 

- Nie mniej jednak, wolałbym żeby ona też tu była.. Zaraz wyślę kogoś po większe wsparcie, a ty wymyśl coś. - Acair przytaknął 

- Już mam pewien plan.

- Mów. 

- Oddajmy Jake'a w ręce tego całego Quaritcha. - każdy spojrzał w stronę starszego mężczyzny 

- Nie ma mowy, on go zabije. - Neteyam zmarszczył nos ze złości

- Wiem co mówię! On go nie zabije, jest wkurwiony ale chodzi mu głownie o Neytiri. Chce by Jake zobaczył jak to jest, kiedy odbiera się mu coś ważnego. Na pierwszy ogień idzie twoja matka, potem po kolei każde z was, a na końcu on. - Acair skrócił dystans między nimi - Zaufaj mi. 

- Tato.. - Neteyam zwrócił się w stronę ojca, ten jedynie przytaknął 

- Obiecaj, że jeśli działoby się cokolwiek, zostawisz mnie, a uratujesz innych, ja sobie poradzę.. - najstarszy jego syn przytaknął i ponownie spojrzał na Acaira 

SERCE LODU // NETEYAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz