Rozdział 21

920 50 16
                                    


Tęskniliście za Macy i Ethanem? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać w komentarzu, a tymczasem łapcie nowy rozdział!

Ethan

Wyszedłem ze szpitala chwilę po siedemnastej w bardzo podłym nastroju. Po incydencie na spotkaniu zarządu, nie mogłem się ponownie skupić. Cały czas miałem w głowie rosnącego kutasa tego pajaca i brało mnie obrzydzenie, a jestem lekarzem i kutasy także w erekcji widziałem już milion razy. Nie chciałem wracać do domu, dlatego postanowiłem odwiedzić brata w jego barze i skrzyknąć swoich kumpli. Nie zamierzałem pić alkoholu, nie łamałem swojej zasady o piciu na tygodniu. Nigdy bowiem nie wiedziałem, kiedy moi pacjenci będą mnie potrzebować. Liczyłem na bezalkoholowe siki i rundkę bilardu. Mało ekskluzywnie i na luzie.

 Tego właśnie potrzebowałem po całym dniu spędzonym z tymi nadętymi bucami w garniturach. Dodatkowo w ostatnim czasie zaniedbywałem brata. Widzieliśmy się raz na jakiś czas przelotem u rodziców, ale bywały tygodnie, gdy poza zdawkowymi smsami, nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. On spędzał całe dnie za barem, a ja na sali operacyjnej. 

The Fox było jego dzieckiem, takim samym jak szpital dla mnie. Sprezentowałem mu go na jego 21. urodziny. Cieszył się, jak dziecko, a ja cieszyłem się, że mogłem sprawić mu przyjemność. Może i go rozpieszczałem, ale byłem zwolennikiem inwestowania pieniędzy, zamiast bezsensownego marnotrawienia na hazard czy używki. Poza tym uważałem to za dobrą lekcję odpowiedzialności i samodyscypliny. 

Jackson prowadzenie baru na początku łączył ze studiowaniem biznesu, więc wymagało to od niego nie lada wyczynu, by pogodzić ze sobą te dwie kwestie. Nierzadko imprezy uniwersyteckie odbywały się właśnie u niego, co pozwalało mu choć trochę zaznać tego studenckiego życia.

Byłem z niego dumny, bo gdy jego koledzy rozbijali się po drzewach drogimi autami rodziców, on dokształcał się w temacie barmaństwa i teraz nieskromnie mówiąc miał jedną z najbardziej rozpoznawalnych miejscówek w NY. Nie przychodzili tu ludzie w kijem w dupie, ale właśnie studenci, pracownicy korporacji, którzy chcieli dobrego alkoholu w niezbyt wygórowanym cenach. Jackson radził sobie na tyle dobrze, że co jakiś czas pobąkiwał coś o otworzeniu drugiej, bardziej ekskluzywnej miejscówki, ale na razie 100% zaangażowania ładował w The Fox.

Gdy dojechałem na miejsce bar zaczął się zapełniać w szybkim tempie. Widziałem, że Jackson za barem uwija się, jak prawdziwa mrówka, ale to, co najbardziej mnie zszokowało to to, że nie stał za nim sam. Dotąd nie zatrudniał żadnych pracowników, chyba, że sam akurat robił sobie dzień wolny. 

Tymczasem obok brata widziałem młodego chłopaka, który mógł być od niego o kilka lat młodszy, a dosłownie rozbierał go wzrokiem. Zdawałem sobie sprawę, że wszyscy o nazwisku Hayes podobali się innym, ale tym razem miałem wrażenie, że Jackson nie jest obojętny na zaloty tego chłopaka, a w jego oczach widziałem najprawdziwszy żar. O kurwa, czy to możliwe, żeby mój brat był gejem, a ja przez tyle lat się nie zorientowałem?

- Siema braciszku – wykrzyknąłem, siadając na stołku naprzeciwko niego. Widziałem, że chłopak i Jackson nieco się speszyli i wyraźnie się od siebie odsunęli, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia, co do tego, że mają się ku sobie. Nie zamierzałem jednak poruszać tego tematu. Czekałam cierpliwie aż sam postanowi mi o tym opowiedzieć.

- Kurwa, przestraszyłeś mnie Ethan! Co cię tak nagle wzięło na odwiedziny?

- No co, nie mogę już przyjść do baru, żeby porozmawiać z własnym bratem? Miałem ciężki dzień, więc skrzyknąłem chłopaków, zaraz tu będą.

- Oczywiście, że możesz, ale nie spodziewałem się ciebie tutaj. Nie odzywałeś się dawno i już myślałem, że zapomniałeś o młodszym bracie.

- Jackson, o tobie nie da się zapomnieć...

Nie zdążyłem dokończyć rozmowy z bratem, bo usłyszałem, że zza ciemnych kotar wyłoniła się gęba Williama i Erica.

- No siema stary, co cię tak nagle naszło na spotkanie? – zapytał Eric.

- O co wam dzisiaj wszystkim chodzi? To już nie mam prawa chcieć napić się z kumplami bezalkoholowego gówna? – odwarknąłem.

- Spokojnie, spokojnie, panowie – odpowiedział William. – Eric nie miał nic złego na myśli, po prostu rzadko spotykamy się w tygodniu, bo wszyscy jesteśmy od świtu do zmierzchu zajebani robotą.

Machnąłem ręką i skierowałem się do loży VIP, która była wolna, a w której zwykle siadaliśmy, gdy spotykaliśmy się we trójkę. Czułem się jakiś nieswój, co nie umknęło uwadze także moich towarzyszy.

- Ethan, powiesz nam, co jest grane?

- Co? – zapytałem, bo moje myśli odpłynęły w zupełnie innym kierunku.

- Zapytałem, co się stało, wyglądasz jakoś dziwnie, dodatkowo przez telefon brzmiałeś na nieco poddenerwowanego, coś z jakimś pacjentem?

- Nie, u moich pacjentów wszystko w porządku...

- A jednak widzę, że coś ci zaprząta głowę – dodał Eric.

- Oj Eric, ja myślę, że nie coś, a ktoś zaprząta głowę naszemu Ethanowi... – zadrwił William.

- O kurwa, chyba coś mnie ominęło – odparł podekscytowany Eric.

Black lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz