Udało mi się usiąść w odpowiedniej pozycji, gdy upewniłem się, że moje ciało się nie przewróci. Draco warknął ostrzegawczo, ale przestał, gdy zacząłem grzebać w torbie.
Moim pierwszym zadaniem było wyjęcie nożyczek i rozcięcie nogawek spodni. Doskonale chroniły moją skórę przed złamanymi przepowiedniami. Nie mogłem jednak pozwolić, by ktokolwiek zobaczył odłamki. Łatwiej było wyjaśnić, że miałem epizod maniakalny i pociąłem swoje szkolne spodnie na szorty do kolan.
Później czekało mnie zszywanie brzegów. Moja prawa ręka trzęsła się i nie chciała przestać. Podobnie jak drżenie, wciąż bolała mnie głowa. Nie było to typowe uczucie podrażnienia. Nie, to było takie uczucie, gdy coś unosiło się tuż nad tobą i nie mogłeś tego usunąć. Jak gips, który ma chronić gojącą się kończynę.
Tak było, odkąd rzuciłem klątwę zabijającą.
Ten hałas, kiedy rzucałem zaklęcie. Czy ja... kogoś zabiłem? Kogo? Czy zabiłem ważniejszego gracza w tej linii czasowej, czy jakiegoś chrząszcza, którego imię będzie znane tylko w Proroku Codziennym? A jeśli to był krewny jednego z moich kolegów z klasy?
Rzuciłem okiem na Draco. Jego klatka piersiowa powoli i miarowo unosiła się i opadała. Po prawej stronie szczęki miał paskudny, czerwony ślad. Nie miałem wątpliwości, że jutro będzie fioletowy. To nie był nikt z rodziny Draco. Narcyza nigdy nie była Śmierciożercą, a Bellatrix i Lucjusz stali przed nami.
- Luna? - Spojrzałem na blondynkę, wciąż kopiącą i wpatrującą się w ziemię.
- Tak, Harry? - Luna uniosła głowę, przerywając niekończący się ruch. Jej oczy były jasne i skupione.
Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie.
- Wszystko w porządku? Kopiesz.
- Ziemia jest chłodna. - Powiedziała, przechylając głowę w zamyśleniu. - Wierzę, że jestem roztrzęsiona. Rzuciłeś zakazaną klątwę i wysadziłeś cały pokój. Wojna to straszna rzecz... Może zapytam tatę, czy moglibyśmy pojechać gdzieś pomedytować latem. Może gdzieś na północ. Mogłabym polować na foki i pingwiny.
Mój śmiech brzmiał jak sapanie.
- To chyba jeden ze sposobów radzenia sobie z traumą. Chcę pojechać do Ameryki i znaleźć twórcę różdżek.
Luna spojrzała na mnie porozumiewawczo i pomachała brudną ręką do mojej różdżki.
- Działa, ale nie jest ze mnie zadowolona. - Przyznałem. - Moja magia...
- Wplata się we włosy. - Luna powiedziała wprost. - To dlatego twoja głowa jest pełna Gnębiwtrysków. Nie masz wystarczającej ilości włosów, do których mógłbyś skierować swoją magię.
Wpatrywałem się w nią.
- Luna, chociaż raz nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Zanuciła.
- Magia potrzebuje czegoś, w co można ją skierować, gdy się jej nie używa. Dla większości są to dłonie. Mam kuzyna, który kieruje magię do swoich stóp...
Ich- co takiego?!
- Twoja jest kierowana przez włosy. Widzę to czasami, kiedy się wściekasz. Twoje włosy unoszą się jak u wściekłego kota. - Luna oparła policzek na trawie ze zmęczonym uśmiechem. - Twoja magia nie ma dokąd pójść, kiedy jesteś wściekły.
To... w pewnym sensie miało sens.
- Stupify!
Jasne, czerwone światło ledwo ominęło moją głowę i poderwałem się na nogi. Oczy Draco otworzyły się i Luna stała z różdżką wycelowaną w kierunku z którego padło zaklęcie. Zbliżała się do nas Umbridge i dwóch aurorów. Obaj byli mężczyznami, a różdżka wyższego z nich dymiła od niedawno rzuconego zaklęcia.
![](https://img.wattpad.com/cover/295929213-288-k903101.jpg)
CZYTASZ
(5) Harry Potter and How Not to be a Teacher || tłumaczenie Harry Potter
FanficHarry wiedział, że ten rok nadejdzie. Rok który pamiętał najbardziej, a jednak znał najmniej. W pierwszym życiu nie lubił różu i z pewnością nie lubił go teraz. Nie pamiętał też, żeby ropucha była taka okropna. No cóż, nadszedł czas aby Harry poprac...