We wtorkowe popołudnie, Tae-hyung pojechał odebrać Ma-ri ze szkoły jak zwykle o szesnastej. Było wyjątkowo ładnie i słońce grzało go w plecy odziane płaszczem, gdy szedł alejką pod pożółkłymi koronami drzew kasztanowców rosnących wokół szkoły. Z daleka widział, że siedzą na schodach. Ma-ri i jeden z chłopaków ze szkolnego programu opieki. Ten z czerwonymi włosami, którego JK nazwał na spotkaniu z dyrektorem — zakolczykowanym dziwakiem.
Jego czarna bluza z kapturem była wymiętolona, jakby ją komuś z gardła wyciągnął, a włosy w jaskrawym słońcu świeciły jak żarówka. Przypominał mu Punka z lat siedemdziesiątych. Nawet skarpetki miał każdą z innej parafii, ale nie takie rzeczy widział już u uczniów. Co innego JK. Wciśnięty zawsze w elegancki garnitur oraz koszulę i obracający się wśród tylko sobie podobnych, nie miał pojęcia, jak wygląda dzisiejsza młodzież. A już zwłaszcza, ta tutejsza.
Nie noszą mundurków? Jak to? — słyszał w głowie jego oburzony ton.
— Dzień dobry panu — przywitał się chłopak, choć widzieli się rano i wstał ze schodów.
Tae-hyung się uśmiechnął, a Ma-ri dobiła do jego nóg i uścisnęła go mocno.
— Dzień dobry, jak wam minął dzień? — zapytał ich oboje, a do niej schylił się i pocałował ją w czubek głowy.
Chłopak o czerwonych włosach otrzepał spodnie na tyłku.
— Było całkiem dobrze — zapewnił. — Ma-ri zjadała cały obiad, odrobiliśmy lekcje, gdy na pana czekaliśmy i nic już nie trzeba robić w domu — dodał zadowolony z siebie.
Tae-hyung uśmiechnął się ponownie.
— Dzięki, naprawdę tego było mi dziś trzeba — powiedział z wdzięcznością.
Chłopak też się uśmiechnął, ale jakoś tak niemrawo tym razem i przestąpił z nogi na nogę.
— Coś jeszcze? — zapytał Tae-hyung.
Znał uczniów w jego wieku zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, że takie zachowanie to na sto procent „coś jeszcze".
Chłopak spojrzał w bok, skrępowany i miętolił palce jednej ręki w drugiej.
— W czwartek u Ma-ri w klasie jest dzień z rodzicami, czytał pan ogłoszenie? — zapytał niepewnie.
— Nie, jeszcze nie — odpowiedział mu zgodnie z prawdą.
— To niech pan przeczyta, w elektronicznym dzienniku jest napisane — poinstruował go chłopak. — My mamy za dwa tygodnie.
Tae-hyung lekko się skrzywił. Kompletnie zapominał go sprawdzać. Sam był nauczycielem, ale ten dziennik to była jego zmora. Ma-ri chodziła do szkoły zaledwie od września, a on już przegapił chyba z dziesięć wiadomości.
— Co w związku z tym? — zapytał, bo chłopak wciąż nerwowo przestępował z nogi na nogę.
— Z tej okazji rozegramy mecz towarzyski, uczniowie kontra rodzice, ale... — urwał z niezadowoleniem w głosie.
Tae-hyung uniósł brwi.
— Ale?
— Pan jest nauczycielem, prawda?
— Prawda — potwierdził Tae-hyung.
— Prawda, prawda, tatuś jest mądry — wtrąciła Ma-ri, a Tae-hyung się zaśmiał, tuląc jej główkę do swojego biodra.
— Uczę matematyki w liceum międzynarodowym — rozwinął nieco temat.
Chłopak chwilę milczał, a potem spojrzał na niego, mrużąc oczy od jaskrawego słońca.
CZYTASZ
Chestnut people || Taekook
FanfictionTae-hyung i JK są małżeństwem, ale są w separacji z powodu zdrady, której dopuścił się Tae-hyung. Mieszkają w Wiedniu i mają pięcioletnią córkę, Ma-ri. Dziewczynka mieszka z Tae-hyungiem i niewyobrażalnie tęskni za JK'em, z którym widuje się w weeke...