Rozdział 9

724 52 60
                                    

Kilka godzin później w drzwiach sypialni stanęła Ma-ri. Zachichotała, zasłaniając buzię rączką i JK ocknął się pierwszy. Omiótł szybkim spojrzeniem czy wystający spod kołdry tyłek Tae-hyunga na pewno jest w bieliźnie, bo nocne uniesienia i wszystko, co stało się później, pomieszało mu się w głowie ze zmęczenia, a potem popatrzył na Ma-ri.

— Czego chichoczesz, ty mała hieno? — zapytał z uśmiechem. — Obudzisz tatusia.

Ma-ri schowała główkę w ramionach i zacisnęła piąstki, żeby siłą uciszyć swoją radość, ale Tae-hyung i tak otworzył oczy. Podniósł potarganą głowę z poduszki i też spojrzał w stronę drzwi.

— Dzień dobry, kochanie — zwrócił się do niej z uśmiechem.

Oczy miał opuchnięte od snu i ledwo widział.

— Będziecie mieli dzidziusia? — zapytała rozchichotana Ma-ri.

JK'a zatkało, a Tae-hyung uniósł się na łokciu zdumiony i jeszcze na wpół śpiący.

— Że co? — zapytał, pocierając twarz dłonią.

Ma-ri zachichotała znowu.

— Ggukkie mówił, że jak rodzice śpią w jednym łóżku, to będą mieli dzidziusia — powiedziała pewnym siebie głosem.

Ggukkie był wyrocznią i mówił najświętszą prawdę, a V przynosił do szkoły najlepszą owsiankę, więc nie mieli z nimi szans. JK wymierzył palcem w Tae-hyunga i przenicował go ostrym jak brzytwa spojrzeniem.

— Mówiłem, że te dwa obdartusy, to żadna dobra opieka! Nikt mi nie wmówi, że się myliłem! Słyszysz, co ona wygaduje? — zapytał oburzony.

Tae-hyung przywalił sobie dłonią w czoło i opadł na poduszkę.

— Zwariowaliście oboje? Jest dziewiąta rano! To środek nocy! A ty nic się nie martw, biologia i rozmnażanie jeszcze przed nią, to jest program z czwartej klasy.

Ma-ri zachichotała ponownie, a potem wskoczyła na łóżko i dała obu tatom po buziaku. Dopiero około jedenastej ubrali się w luźne dresy i zjedli śniadanie. JK stał się milczący, a jego nostalgiczne spojrzenie śledziło Tae-hyunga cały późniejszy dzień. Tae-hyung co rusz czuł na sobie jego wzrok, a gdy sam spojrzał na niego, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że już go takiego gdzieś, kiedyś widział. Znał to spojrzenie. JK patrzył w niego, jak ciele w malowane wrota i niby powinien się cieszyć, bo przecież odzyskał go, znów tu był, ale z drugiej strony zastanawiał się, czy może chodziło o nocny seks? Aż tak mu się podobało? A może żałował? Może to za szybko? Jednak tę ewentualność odrzucił, bo przecież to JK wyszedł z inicjatywą. Potem zabrali się za przygotowywanie obiadu. Mieli w planach spacer, ale że deszcz zaczął siąpić na dworze i nie mogli nigdzie wyjść na krok, to urządzili popołudnie wspomnień, o którym rozmawiali w nocy. JK wybrał tyle zdjęć, że ściany zabrakło, a gdzieś w połowie Ma-ri usnęła na sofie, zmęczona przeglądaniem. Podłoga była usłana fotografiami, bo przecież mieli ich tysiące, a JK zbierał je w stosiki i wkładał do ozdobnego pudełka.

— Myślałeś kiedyś o drugim dziecku? — zapytał nagle, ale jakby od niechcenia.

Tae-hyung ocknął się jak podpięty do prądu.

— Co?

JK się zmieszał i wzruszył ramionami. Cały czasu zbierał zdjęcia w stosiki, ale teraz jego ruchy stały się nerwowe.

— No, czy zastanawiałeś się kiedyś, jakby to było, gdybyśmy mieli dwoje dzieci? — powtórzył pytanie.

Tae-hyung zastygł w bezruchu z rozdziawioną gębą.

Chestnut people || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz