Dzień był pogodny, ale chłodny. Słońce wyszło zza chmur jakby specjalnie na tę okazję, a powietrze było rześkie i para unosiła się z ust przy każdym wypowiedzianym słowie.
Tae-hyung z Ma-ri usiedli na trybunie owinięci szalikami.
— Tatuś wygra? — szczebiotała ona, a on tylko się uśmiechał.
— Oby nie — żartował po cichu, ale dreszcz przerażenia przeszedł mu po plecach na myśl o kolejnym dziecku.
Widział JK'a na boisku, jak stoi razem z czerwonowłosym obdartusem o ksywce V i jak o czymś rozmawiają, ale jedyne, na czym umiał się skupić to tyłek swojego męża, odziany w sportowe piłkarskie niebieskie spodenki. Biała koszulka opinała mu tors jak niedźwiedziowi i gdyby mógł, zszedłby z trybun tylko po to, żeby go po nim pogładzić.
JK dostrzegł ich na trybunie i pokiwał do nich ręką, uśmiechając się szeroko. Czerwonowłosy obdartus zrobił to samo.
— Cześć kwiatuszku! — zawołał do Ma-ri.
JK szturchnął go łokciem.
— Nie pozwalaj sobie — pogroził i dodatkowo pacnął go w tył głowy dłonią.
Czerwonowłosy obdartus się skrzywił i uniósł ręce w pytającym geście.
— Za co?
— Za to, że istniejesz — prychnął JK. — Kwiatuszek jest zarezerwowany tylko dla tatusia, co ty sobie myślisz.
V się zaśmiał.
— Aaaaa to przepraszam — parsknął kpiąco.
— Zaraz skopiemy wam tyłek i będzie po wszystkim. Nie będzie ci do śmiechu — pogroził JK.
— Zobaczymy — podał w wątpliwość wygraną V.
Dziewięćdziesiąt minut później, JK stał zdyszany na linii boiska i rękami wspierał się o kolana. Włosy miał mokrzusieńkie od potu, który lał się z niego hektolitrami i pozlepiane w strączki.
— Jakim cudem przegraliśmy? — pytał sam siebie głośno, a czerwonowłosy obdartus śmiał się, stojąc tuż obok.
— Mówiłem panu... — śmiał się równie zdyszany co JK.
— Nie masz pojęcia, co ja dziś przegrałem — dławił się słowami, mając na myśli dziecko.
Już dawno nie czuł się taki zmachany, a utrata przewagi w negocjacjach z Tae-hyungiem w sprawie dziecka dodatkowo potęgowała uczucie porażki.
— Czym was karmią, że macie tyle energii?
— Moja mama mówi, że dzisiejsze jedzenie to sama trucizna, pestycydy i antybiotyki, ale może to daje nam pałer?
— Pałer?
Obdartus przewrócił oczami.
— No energię, tak jak pan powiedział.
JK wyprostował plecy.
— A twój tata? Co on na to? Czemu nie mógł tu dziś przyjść?
Czerwono-włosy obdartus się skrzywił.
— Nie mam taty. Odszedł od nas kilka lat temu i nie mam z nim kontaktu — wytłumaczył krótko.
JK się zmieszał.
— Aaaaa rozumiem, przepraszam, nie chciałem wypytywać — powiedział i klepnął go po przyjacielsku w ramię.
Odnalazł w głowie strzępek wspomnienia, że to o nim krzyczała Ma-ri, wtedy w nocy, gdy do niej przyjechał, jak miała gorączkę. Ojciec obdartusa znalazł sobie inną rodzinę. Spojrzał w stronę Tae-hyunga. To była jego sprawka. Jak zwykle próbował uleczyć jego schorowaną przeszłością duszę i wrobił go w ten mecz zupełnie nie przez przypadek.
CZYTASZ
Chestnut people || Taekook
FanfictionTae-hyung i JK są małżeństwem, ale są w separacji z powodu zdrady, której dopuścił się Tae-hyung. Mieszkają w Wiedniu i mają pięcioletnią córkę, Ma-ri. Dziewczynka mieszka z Tae-hyungiem i niewyobrażalnie tęskni za JK'em, z którym widuje się w weeke...