W sobotę wieczorem kaloryfery zaczęły grzać niemiłosiernie i Tae-hyung nie mógł zmrużyć oka. W mieszkaniu zrobił się zaduch i nie pomagało nawet wietrzenie. Pogoda za oknem po prostu wciąż była za ciepła, aby sezon grzewczy wystartował, ale znowu bez niego, było tu lodowato jak na biegunie.
Tak źle, tak niedobrze — pomyślał i przewrócił się po raz setny z boku na bok.
Emocje potęgował śpiący obok JK. Został wczoraj na noc i dziś jakby nigdy nic zjedli śniadanie, byli na spacerze, potem poszli na obiad do restauracji, a na kolację zjedli mak-guksu. Ma-ri była zachwycona. Nie schodziła JK'owi z kolan, a on wieczorem znów położył się do łóżka. Jakby nigdy się nie wyprowadził.
W końcu Tae-hyung nie wytrzymał. Odsunął bezszelestnie kołdrę na bok i spojrzał na niego przez ramię. Jeszcze w to trochę nie dowierzał, że on tu naprawdę jest, ale serce to wiedziało. Biło mu spokojnie w piersi, czując jego obecność. Na chwilę zastygł w bezruchu i przyglądał się jego nagim plecom. Miał ochotę go w nie pocałować, jak kiedyś, ale nie miał odwagi. Intymność po tym, co zrobił, nie była czymś, co mógł zainicjować. To był ruch JK'a, a jemu chyba się do tego nie spieszyło.
Może ma opory, blokadę? Może się mnie brzydzi? — pytał sam siebie i znów czuł się jak zbrodniarz, złodziej, bandyta. Czasem szorował się pod prysznicem jak opętany, żeby zmyć z siebie dotyk Marcela, a potem płakał, bo nijak to nie pomagało.
Pytania rosły w jego głowie zwłaszcza teraz w nocy, gdy JK spał obok, taki niczym niewzruszony i bał się tej jego obojętności. Sądził, że skoro go odzyskał, to dręczące pytania i poczucie winy znikną. Nic z tego. Tylko się nawarstwiły.
Miał kogoś? Spotykał się z kimś? — zadręczał się w kółko jednym i tym samym. — A jeśli nie będziemy potrafili być blisko jak kiedyś? Może on bardzo chce mi wybaczyć, ale co jeśli nie umie?
Odpowiedzi nie nadchodziły, dlatego wstał z łóżka i poszedł do kuchni napić się wody.
Parkiet zaskrzypiał, gdy przechodził przedpokojem i...
JK uchylił oczy, wtulony w poduszkę.
— Tae? — zapytał zaspanym głosem i obejrzał się przez ramię.
Nie było go obok. Usłyszał za to, jak woda leci z kranu w kuchni. Odczekał chwilę, ale ponieważ długo nie wracał, wstał i poszedł za nim. Światło było jednak zgaszone i nie było go w kuchni. Zastał go w salonie, jak stał i w poświecie latarni wpadającej przez okno, patrzył na zdjęcie jego i Ma-ri. Było zrobione w ich piątą rocznicę ślubu. Uśmiechnął się, bo tuż pod nim na komodzie stały ludziki z kasztanów, które zrobili razem z Ma-ri wczoraj po południu.
— Dlaczego nie śpisz? — zapytał cicho.
Tae-hyung drgnął.
— Boże, ale mnie wystraszyłeś — powiedział zdławiony, odwracając się w jego stronę.
Oczom JK'a nie umknęło, choć panował półmrok, że zmierzył go wzrokiem z góry na dół i się speszył. Stał przed nim w samej bieliźnie i miło go to połechtało, że wciąż na niego tak działał. To był ten moment, gdy chciał znów być z nim blisko, bo pomimo że wrócił do domu, to intymność nie wróciła do sypialni, jak sądził, że się stanie. Skrępowana, upokorzona, chowała się gdzieś po kątach, a oni obaj nie umieli z tego jakoś zgrabnie wybrnąć. JK nigdy nie inicjował zbliżeń, to Tae-hyung był tym, który rządził w łóżku i wybierał odpowiedni moment, a teraz byli w patowej sytuacji.
— Przepraszam — powiedział do niego i podszedł bliżej.
Tae-hyung odwrócił wzrok.
— Nic się nie stało.
CZYTASZ
Chestnut people || Taekook
FanficTae-hyung i JK są małżeństwem, ale są w separacji z powodu zdrady, której dopuścił się Tae-hyung. Mieszkają w Wiedniu i mają pięcioletnią córkę, Ma-ri. Dziewczynka mieszka z Tae-hyungiem i niewyobrażalnie tęskni za JK'em, z którym widuje się w weeke...