Obudziłem się jak z długiego snu. Czułem okropny ból głowy na domiar złego słyszałem przeraźliwe wrzaski. W obskurnej jaskini paliła się tylko jedna pochodnia którą trzymała kobieta. Próbowałem podnieść się z pleców lecz nie miałem siły. Rozejrzałem się i spojrzałem na Bullaya który krzyczał wniebogłosy i wił się na ziemie. Jego skóra wyglądała jak by miała zaraz z niego zejść. Jak by wpadł do kotła z gorącą wodą. Cały w bąblach i bliznach które ciągle wychodziły w nowych miejscach. Jego prawa ręka była sina i spuchnięta. Wyglądała jak larwa która próbuje wydostać się z kokonu ciągle pulsując. Dwaj inni krzyczeli głośniej, z ich ciała wychodziły dziwne kończyny które ciągle formowały swój kształt. Kończyny były czarne i pokryte śluzem który do złudzenia przypominał ten który wypiłem podczas ceremonii. Jednemu z nich wyrastały kły jak u dzika jednak znacznie większe. Na plecach zaś tworzyły się dziwne garby, jego ręce były bardzo spuchnięte przypominające niemal końskie nogi. Dłonie były tylko przerośnięte i pozbawione kciuka który leżał nieopodal właściciela. Drugi zaś pozbawiony był dłoni i stóp, ponieważ były rozerwane, z ich resztek wychodziły odnóża do złudzenia przypominające te które widywałem u raków nad jeziorem. Na plecach wyrastał jak by odwłok, twarz pokrywała się mackami które ciągle wyrastały i pozbawiały go twarzy. Ostatni który przystąpił do uroczystości leżał nie ruchomo, nie wydając żadnych dźwięków, a z jego ust wydobywał się płyn który próbował wypić. Strasznie kręciło mi się w głowie, widok cierpiących chłopaków wywoływał u mnie odruch wymiotny oraz lęk. Bałem się że zaraz i ja zacznę tak cierpieć. Mimo to nie czułem nic dziwnego prócz zmęczenia. Leżałem tak jeszcze chwilę zamykając i otwierając oczy w końcu chyba usnąłem.
Obudził mnie potwór którego ręka przypominała szablę – Możesz wstać? - zapytał spokojnym głosem. Ciężko było mi coś odpowiedzieć bo zbierało mi się na wymioty co nie umknęło jego uwadze. Złapał mnie za rękę i przeciągnął na zewnątrz jaskini. Tam zwróciłem chyba całą ciecz którą wypiłem poprzedniego dnia. Światło strasznie mnie drażniło, ciężko było mi otworzyć oczy. Ostatecznie udało mi się uklęknąć na obu kolanach, spojrzeć na polanę i wziąć głęboki oddech. Spojrzałem na stwora która okrył się długą i szeroką peleryną która zakryła całe jego szpetne ciało.
- Lepiej ci? - Zapytał patrząc się na pola z których prawdopodobnie przybyłem.
- Lepiej. - oznajmiłem, głośno przełykając ślinę która ledwo przeszła mi przez gardło.
- Jestem Ralgor jak cię nazywają?
- Sadevian – Wyplułem tyle śliny ile mogłem by pozbyć się tego co zostało mi w ustach.
- Nie wielu udaje się to przetrwać. Jesteś szczęściarzem zazwyczaj kończycie ja Ci w jaskini.
Ciężko był mi cokolwiek odpowiedzieć byłem oszołomiony i rozkojarzony. Zastanawiałem się co ma na myśli, lecz nie wiele chyba z tego rozumiałem. Zebrałem się w końcu w sobie i zapytałem.
- Cieszę się że mnie to nie spotkało, ale co właściwie się z nimi dzieje? - Zapytałem nie licząc na odpowiedź.
- Nie słyszałaś o mocach które w nas tkwią, o czarodziejach który potrafią tworzyć ostrza, strzelać piorunami czy też rozpalać ogień jednym ruchem ręki? - Zapytał zaskoczony.
- Myślałem że to tylko legendy które opowiadali podróżnicy.
- Cóż nie wiele jeszcze wiesz o tym świece. Uwierz mi nie wielu skończyło jak ty, wielu też tego nie przeżyło. Culia była jedną z takich osób, znaleźliśmy ją na ulicy była biedna głodna i wykorzystana. Okazało się że drzemie w niej zabójcza magia którą na szczęście potrafi się posługiwać.
- Ona włada ogniem? - Usiadłem opierając się o wielki kamień.
- Potrafi władać korzeniami które owijają jej się woków rąk i robi z nich bicze. Tyle przynajmniej widziałem. Nie walczymy zbyt często staramy się pracować w cieniu.
- Nie wiedziałem, jak mam... - Wypowiedź przerwała mi Culia.
- Ralgor mogła bym cię prosić.
- Zaczekaj tu – Wstał i udał się za nią w głąb jaskini.
Powoli czułem się lepiej. Gdy już otrzeźwiałem poczułem silny głód i burczenie w brzuchu. Liczyłem że zostanę nakarmiony. W buzi nadal czułem gęsty płyn który próbowałem wypluć lecz nie przynosiło żadnych rezultatów. Zacząłem zastanawiać się jak mogę odkryć swoją moc. Postanowiłem wypróbować tego co już widziałem. Z impetem wyciągnąłem rękę przed siebie licząc że strzelę piorunem albo przynajmniej wywołam taki podmuch który odrzuci wartownikiem. Jednak nic się nie wydarzyło co wcale mnie nie zaskoczyło. Poczułem się lepiej wiedząc że jestem w tej niszy która może być potężna. Chociaż wcale nie czułem się potężniejszy niż byłem. Jedyne co czułem to głód i zmęczenie. Słońce powoli zachodziło co oznaczało że większość dnia musiałem przespać. Ralgor wyszedł z jaskini workiem który rzucił mi pod nogi dodając – Jedz, pewnie jesteś głodny. Wyciągnąłem z worka chleb i suszone mięso. Na sam widok leciała mi ślinka od razu zacząłem ucztę. Culia przyniosła mi gliniany dzban w którym było mleko i bez słowa wróciła do jaskini. Próbowałem jej podziękować, ale pełne usta skutecznie mi to uniemożliwiały. Kiedy ja napychałem swój brzuch pod jaskinię na bestiach które w nocy jej strzegły przyjechał nieznajomy który wyciągnął mnie z klatki wraz z starcem który mnie w niej odwiedził. Nadal był ubrany w brudne porwane ubrania. Teraz skojarzyłem że zapach który od niego czułem był tak naprawdę zapachem jego wierzchowca. Ralgor wstał i złapał lejce od bestii by przywiązać ją do najbliższego drzewa. Mój wybawca zeskoczył z rumaka podszedł do mnie i chwilę mi się przyglądał. Przerwałem się obżerać żeby wstać i przywitać się.
- Siedź siedź musisz odpoczywać czeka nas ciężka noc. - Skierował się do jaskini.
- Nie daj się więcej złapać, drugi raz Cię nie uratuje – Zaśmiał się staruszek wchodząc do jaskini.

CZYTASZ
Dusze konających (Beta - W trakcie tworzenia)
FantasiaŚwiata może i nie uratowałem ale nie na tym mi zależało. Moja przygoda nauczyła mnie odnaleźć siebie w tym brudnym świecie. Śmierć i ból znajdziemy za każdym rogiem, ale odnaleźć sens w tym wszystkim?. Opowiem wam historię jak ze zwykłego chłopca st...