Rozdział VI

8 3 1
                                    


Ze snu wybudziły mnie przeraźliwe krzyki, podniosłem się z łóżka szybko się ubrałem. Złapałem za topór, wyszedłem z pokoju i zbiegłem schodami na dół. Zastałem tam Umej i Ralgor zajmujących się mutującymi ludźmi. Sala była opustoszała, na środku niej znajdowali się moi kompani i osiem ciał lecz tylko pięć z nich przechodziło to widziałem już w jaskini. Ich krzyki z każdą chwilą coraz bardziej się nasilały. Wili się na podłodze zwracając wszystko to co zjedli i wypili wieczorem.
- Nie możesz spać? - Zauważył mnie Umej.
- Obudziły mnie wrzaski. - Dołączyłem do kompanów.
- Przydasz się złap go za nogi. - Ralgor wskazał mi ciało.
Zrobiłem to co kazał, on zaś chwycił za jedna z rąk. Wynieśliśmy ciała na zewnątrz, tam gdzie leżały kolejne zwłoki. Trupy walały się przed karczmą jednak powodem śmierci nie była trucizna. Każda z osób była zraniona bronią, wyglądali jak by między sobą walczyli.

Zebraliśmy wszystkich w jedno miejsce. Ralgor wybudził bestię która ochoczo zabrała się do jedzenia.
- To wy ich zabiliście?
- Nie, sami się pomordowali. To dość częste w takich karczmach, dziwie się tylko że tak późno.
 Wróciliśmy do środka, wszyscy już wstali i czekali na rozkazy Umeja. Lider zarządził że zbierzemy wszystko co cenne i wsadzimy do jednej z karoc. Kolejna ma być wypełniona prowiantem, wykupiliśmy całą karczmę. Ostatnia została przeznaczona do przewozu naszych nowych towarzyszy.

Chcieliśmy wyruszyć jak najszybciej więc wszyscy ruszyli do pracy oprócz Culii która miała dbać o bezpieczeństwo stworów które zasilą nasze szeregi. Gdy wszystko było gotowe Przenieśliśmy wszystkich do karoc i dosiedliśmy wierzchowce. Ralgor jechał dzikopodobną bestią na przedzie kolumny, zaraz za nim jechały karoce prowadzone przez Culię, Montiusha i Umeja w tej kolejności. Ja zaś ostatni jechałem na koniu do którego przywiązane były cztery kolejne. Podróż przebiegała standardowo, w końcu mogłem poćwiczyć i czułem się znacznie lepiej. Co też zauważył mój trener który był zaskoczony moimi postępami. Przemiana w bestie mogła trwać dłużej niż wcześniej ze względu na małą ilość trucizny. Ich karoca stała zawsze z dala od nas. Nie dało się przy nich zasnąć wrzaski były tak przeraźliwe że Culia nie była wstanie ich pilnować. Wiec warte pełniłem ja Ralgor i Umej.

W czasie podróży gdy przemierzając las karoca zaczęła strasznie skrzypieć. Jedną ze ścian przebiła noga bestii, zadąłem w róg by zaalarmować resztę. Jednak zanim się zatrzymaliśmy karoca cała się rozleciała. Przed mną leżała bestia przygniatając jednego z mutantów swym cielskiem. Bestia w końcu się podniosła a ja mogłem podziwiać jej wygląd. Podczas podróży słyszałem wiele opowiadań przy ognisku o stworach i innych rasach od moich kompanów.

Bestia przypominała mi opowieści o centaurach. Pasowała do opisów z którymi byłem zapoznany. Mieszanka człowieka z koniem gdzie górna część była ludzka, a dolna zwierzęca. Z tą różnicą że głowa i ręce nie były ludzkie. Nogi zwierzęcia nie były zakończone kopytami. Kopyta zostały zastąpione trzema dużymi palcami zakończonymi szponami. Dwa palce z przodu i jedne z tyłu. Tylne kończyny były bardziej umięśnione i masywniejsze. Ręce zakończone były szczypcami na których wyrastało wiele malutkich kolców. Ciało i głowa wyglądały dość pokracznie.  nie posiadała szyi, a głowa wyrastała tylko jako półkole z torsu. Twarz jeżeli można to tak nazwać posiadała troje oczu i paszczę która sięgała od oczu do linii barków. Stworzenie od pasa w górę było lekko zgarbione. Monstrum zaczęło ryczeć, z jego pyska wylewała się czarna maź. Rozglądała się przerażona odwracając się i patrząc na całą resztę. Depcząc po mutancie na którym wcześniej leżała.

Na prawo od bestii stał fioletowy mutant. Miał trzy ręce, jedno oko i ogon zakończony ostrzem. Trzecia ręka wyrastała mu z lewego barku, była większa i dłuższa od pozostałych. Jego ciało było pokryty małymi łuskami, które mieniły się na różowo przypominając mi piwonie które mama miała przed domem. Wydawał się zaniepokojony i zdezorientowany może nawet przerażony. Po lewej stronie od zniszczonej karoce leżało siwe stworzenie zwinięte w kulkę. Jak i również kobieta która jeszcze nie przeszła mutacji. Była w trakcie ponieważ, jej ciało pokrywały czarne pęcherze. Było ich mnóstwo do tego w różnych rozmiarach. Strasznie się wydzierała i uciekała w las. Moje konie zaczęły wierzgać więc podjąłem decyzję o przywiązaniu ich do drzewa. W tym czasie bestia przypominająca centaura wymachiwała swoimi szczypcami.
- ZWIĄZUJ GO, TYLKO NIE ZRÓBCIE MU KRZYWDY! - Krzyczał Umej.
Fioletowa mutant również rzucił się do ucieczki, w jego ślady ruszył Ralgor. Culia położyła ręce na ziemi, która drżała przez krótki moment. Po czym korzenie krępowały kończyny stworzenia które zaczynało stawać się agresywne. Mimo szczypiec które przecinały korzenia, Culii udało się spętać monstrum które z hukiem łupnęło o glebę. Umej wskoczył na stworzenie i położył rękę na jego głowie.
- Sadevianie złap tą kobietę! - Wrzasnął przywódca.

 Przeciąłem sznur i wskoczyłem na konia by ruszyć galopem w las. Kobieta daleko nie uciekła, gdy zajeżdżałem jej drogę nawet nie biegła. Stanąłem przed nią, a ona upadła na kolana.
- Proszę oszczędź mnie. - Zaczęła szlochać.
- Nic złego już ci się nie stanie.
- WIERZ JAK TO BOLI? TO MNIE PALI OD ŚRODKA. - Opuściła głowę i zaczęła wyrywać włosy z głowy. - PROSZĘ ZABIJ MNIE!
- Nie mogę tego zrobić.
Z jej ciała powoli schodziła skóra, burchle pękały tryskając czarną mazią. Jej ciało powoli robiło się lekko zielonkawe, włosy same odpadały. Jej skóra zieleniała, wyglądała jak przegniła. W miejscach pękniętych bąbli pojawiały się oczy.
- Co się ze mną dzieje! - Złapała się za głowę, - AAAAA!
Wstała z kolan i pobiegła w głąb lasu, tym razem znacznie szybciej. Zdziwiło mnie że nagle jest w niej tyle energii. Tłumaczyłem sobie to mutacjami które zachodzą w jej ciele. Szybko ją dogoniłem po czym ogłuszyłem tępą częścią toporka. Padła jak kłoda w zarośla, zapakowałem ją jak worek na wierzchowca i wróciłem do reszty.

Umej ciągle trzymał ręce na głowie bestii. Ralgor stał jedną nogą na mutancie którego zatrzymał. Ja swoją ofiarę położyłem na ziemi i zawołałem Montiusha by opatrzył jej głowę. Centauro podobne zwierzę było już spokojne, nawet coraz lżej dyszało.

- Czemu dopiero teraz zmutowali? - Spytałem.
- Za mało trucizny wypili. Wam podawaliśmy całe naczynie to znacznie przyśpiesza ten proces. W ich przypadku było tego naprawdę mało, przewidywałem dwóch może trzech.
- Czemu nam to zrobiliście! - Odezwała się fioletowy mutant.
- Jesteś własnością Lorda Hultrika, zasilisz szeregi jego armii. - Odpowiedział mu Ralgor.
- Culia masz siłę związać te mutanty? - Spytał Umej.
Resztkami sił co było po niej widać wykonała polecenie naszego lidera.

Umej podszedł do siwego stworzenia, pogłaskał je co wyraźnie mu się spodobało. Podniosło się z ziemi i obwąchało wszystkich po kolei. Sześcionogi zwierz przypominał niedźwiedzia, z tą różnicą że był mniejszy.

Dusze konających (Beta - W trakcie tworzenia)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz