Ze snu wybudził mnie przeraźliwy krzyk mojego współlokatora, zerwałem się z łóżka żeby zobaczyć co się stało. Bullay stał przy łóżku Hillberta, wyciągał z jego pleców miecz który miałem dostać od Umeja. Sięgnąłem po topór i postanowiłem nie zwlekać. Wyprowadziłem uderzenie w jego wielką rękę starając się trafić między kolce. Topór zatrzymał się na grubej skórze której nawet nie drasnął. Wściekły szybkim ruchem wyciągnął miecz i obrócił się gwałtownie w moją stronę. Nasze bronie się skrzyżowały, mój topór zablokował dalszy ruch jego miecza. Szybko jednak zerwał klincz pchając mnie na łóżko z którego wstałem. Wziął zamach znad głowy ze wściekła miną, Hillbert w tym czasie sięgnął po nóż który miał pod poduszką i dźgnął naszego oprawcę pod lewym kolanem. Bullay stracił równowagę poleciał na ścianę więc podniosłem się by stanąć do walki. Ustałem pod drzwiami. Zaatakowałem, lecz kolejny raz nasze bronie się się zderzyły. Mój nowy znajomy znowu dźgnął przeciwnika, którego tym razem to ja pchnąłem pod ścianę. Chciałem zadać atak który zakończy te walkę lecz zostałem wyprzedzony. Nadziałem się na podnoszące się ostrze które wbiło mi się w udo. Mój topór powędrował w klatkę napastnika, raniąc pionowo pierś. Moja zraniona noga została z tyłu, głowa zaś poleciała razem z toporem co wykorzystał przeciwnik uderzając mnie z pięści. Wycofałem się pod drzwi by móc znowu zaszarżować. Hillbert wykrwawiał się na łóżku próbując uleczyć się magią. Bullay podparł się o moje łóżko, podniósł się zostawiając swój miecz na ziemi.
- Dlaczego to zrobiłeś?! Byliśmy przyjaciółmi – Wrzasnąłem po czym wyprowadziłem poziome cięcie, zablokowane przez zmutowaną rękę. Uderzenie byłe jednak na tyle silne by zwalić oponenta z rannych nóg. Padł na łóżko i wycofał się w kąt. Ja ledwo trzymałem się na jednej nodze.
- Muszę pomścić Gimrriego!! - Wrzasnął, zauważyłem że jego rany na klatce zaczął wyrastać kolec w wymiarach rany.
- Nie ja go zabiłem przestań mnie obwiniać!
- Zabiję cię i zdania nie zmienię. - Po tych słowach zostałem kopnięty w ranę na udzie.
Złapałem się za udo i padłem pod drzwiami. Czułem nie miłosierny ból jednak nie chciałem się poddawać.
Bullay z grymasem wstał z łóżka i sięgnął po miecz. Hillbert wykorzystał moment w którym rywal był schylony. Wbił mu nóż w plecy co kosztowało go życie. Bullay błyskawicznie się wyprostował wrzeszcząc w niebo głosy. Złapał mojego współlokatora i wbił mu miecz w szyję. W tym czasie podnosiłem się spod drzwi i również wbiłem topór w jego pochylone plecy. Wyciągając topór straciłem równowagę, mało co nie upadłem. Rany na plecach nie pomagały Bullayowi w podniesieniu się. Stawanie na zranionej nodze było prawie nie możliwe. Z każdą chwilą bolała mnie coraz bardziej. Postanowiłem nie marnować czasu i wbiłem ostrze jeszcze raz tym razem zwalając przeciwnika z nóg. Stałem naprzeciwko klęczącego już nie przyjaciela. Ledwo trzymając się na nogach, wyczerpany. Spoglądałem w oczy komuś kto najpierw mnie przygarnął, a teraz próbuje zabić. Czułem niesamowity gniew i złość. Postanowiłem się tym razem nie wahać i zabić Bullaya który zrobił by to samo. Podniosłem topór nad głowę, miałem chwilę wątpliwości patrząc na jego twarz. Nagle ten szybkim ruchem wbił miecz w mój brzuch po czym gwałtownie go wyciągnął. Zebrałem resztki sił by rozłupać jego głowę toporem. Wbiłem mu go i runąłem do tyłu uderzając w drzwi. On też padł słyszałem trzonek obijający się o podłogę. Z mojej buzi zaczęła wypływać krew z oczu zaś łzy. Przypomniał mi się moment gdy leżałem w klatce czekając na śmierć. Nie tak sobie ją wyobrażałem. Położyłem ręce na brzuchu zamknąłem oczy i czekałem aż umrę. Nagle ból zaczął słabnąć, w ostatnich chwilach myślałem o ponownym zobaczeniu matki. Jednak ciągle żyłem, nawet rana na udzie przestawała mnie rwać.
Otworzyłem oczy by spojrzeć na swoje rany. Przed sobą zobaczyłem klęczącego Hillberta który trzymał ręce nad moim brzuchem. Mimo że z rany lała się krew ta zaślepiała się zostawiając blizny. Hillbert nie wyglądał już jak człowiek. Przypominał ducha o szmaragdowym kolorze. Jego kolor był momentami jaśniejszy i ciemniejszy, a gdy dobrze się przyjrzałem widziałem co znajdowało się dokładnie za nim. Nagle jego ciało zaczęło się rozmywać i zachowywać się jak dym który przerodził się w szmaragdową kulę. Ta zaś lewitowała chwilę w powietrzu po czym wleciała w moją klatkę co odebrało mi oddech. Drzwi o które opierałem głowę nagle się otworzyły. Uderzyłem głową o ziemię, spojrzałem w górę i ujrzałem Ralgora który rozglądał się po pokoju. W końcu spojrzał na mnie i rozkazał mnichom położyć mnie na łóżko. Gdy położyli mnie na łóżko spojrzałem na martwego Hillberta, który nadal leżał na swoim łóżku. Nie wiedziałem czym byłą istota która go przypominała. Wiedziałem tylko że uratowała mi życie i gdyby nie ona skończył bym w kałuży krwi. Ralgor wyprosił mnichów i rozglądał się po pokoju analizując ślady walki. Sprawdził martwe ciała i w końcu zwrócił się do mnie. Poprosił mnie o opisanie sytuacji która miała właśnie miejsce. Opowiedziałem mu wszystko ze szczegółami. Przyglądał się moim ranom ze zdumieniem i w końcu zapytał.
- Zostałeś przebity na wylot? Dobrze zrozumiałem? - Oglądał moją ranę dotykając jej.
- Tak, wykrwawiałem się ale tak jak powiedziałem duch przypominający Hillberta mnie uzdrowił.
- Może Hillbert wstał cię uratować i wtedy został zraniony? - Spojrzał na mnie z poważną miną.
- Nie możliwe zabiłem Bullaya zaraz po tym jak mnie przebił mieczem.
- Wiec twoje ciało potrafi się regenerować. Moje też tak potrafi w miejscu ran wyrastają kości jak sam widzisz. Nie sądziłem że Bullay jest skłonny do czegoś takiego. Umej się mylił powstrzymując mnie. Wybacz że nie uchroniłem Cię przed tym. Jak się czujesz bo wyglądasz całkiem nieźle.
- Tak też się czuję – Zaśmiałem się – Mimo ran chyba zaczynam dochodzić do siebie.
Ralgor wyciągnął topór który był wbity w głowę Bullaya. Wytarł go swoją narzutą i położył mi go przy nodze. Kazał mi odpoczywać, wyszedł na chwilę z pokoju po czym wrócił z mnichami którzy przynieśli mi coś do jedzenia i napicia. Zabrali trupy i wymyli ziemię z krwi. Po wszystkim położyłem się spać.
CZYTASZ
Dusze konających (Beta - W trakcie tworzenia)
FantasyŚwiata może i nie uratowałem ale nie na tym mi zależało. Moja przygoda nauczyła mnie odnaleźć siebie w tym brudnym świecie. Śmierć i ból znajdziemy za każdym rogiem, ale odnaleźć sens w tym wszystkim?. Opowiem wam historię jak ze zwykłego chłopca st...