Rozdział 3

37 6 0
                                    

Życie jest do bani!

To myśl przewodnia mojego dzisiejszego dnia. W sumie to przewodnia myśl mojego miesiąca, a nawet życia.

Wskakuję na miejsce pasażera w samochodzie mojego brata i witam się z nim, przywdziewając na twarz najbardziej sztuczny uśmiech, jaki potrafię zrobić.

- Cześć, braciszku.

Connor spogląda na mnie przez sekundę, a następnie nie czekając aż zapnę pasy, wciska gaz, odjeżdżając spod szkoły z piskiem opon. Cały on, pozer do kwadratu.

- Cześć, maluchu. Jak w szkole? - rzuca we mnie pytaniem, sprawnie zmieniając biegi. Nic sobie nie robi oczywiście na moją morderczą minę, gdy tylko słyszę z jego ust to chujowe przezwisko, którym raczy mnie odkąd pamiętam. Kieruje się w stronę naszego mieszkania, położonego w samym centrum miasta. Stara kamienica wciśnięta między luksusowy butik dla znudzonych mamusiek, a przybytek mogący robić za miejski burdel, choć jego nazwa oraz witryny sugerują coś odmiennego, stała się naszym domem dwa miesiące temu i do dziś nie potrafię się przyzwyczaić do wszechobecnego hałasu. W dzień ciągle słychać trajkotanie na temat chirurgi plastycznej, spa oraz projektantów mody, nocami zaś jeśli mamy szczęście, tylko krzyki zapijaczonych gentelmenów. Jeśli zaś go nie mamy, dostajemy godny filmów porno pokaz prorekreacyjny wysokich lotów, ze wszystkimi „Och, boże", „Tak, jeszcze" oraz „ Rżnij mnie, ogierze" w pakiecie. Po kilkunastu latach życia na wsi, jest to ogromny szok psychiczny i wcale mi się nie podoba, jak potoczył się nasz los. Chciałabym wrócić do przeszłości, do domu pełnego miłości i spokoju, do łąk i pól. Do swojego pięknego, znanego życia, które zniknęło w jednej sekundzie.

- Wprost idealnie – odpowiadam sarkastycznie, w końcu sadowiąc się wygodnie na miękkim siedzeniu. Brat rzuca mi przelotne spojrzenie, wraca jednak do obserwowania drogi.

- Aż tak źle? - pyta spokojnie, jakbym to ja robiła niepotrzebne dramy.

- Nawet gorzej. Ludzie są do bani, nauczyciele są do bani, wszystko jest do bani.

Mój cierpki ton chyba go nawet nie dziwi, choć widzę, że zaciska mocniej dłonie na kierownicy. Czuję się chujowo, widząc, że sprawiam mu przykrość, ale nie potrafię inaczej.

- Cherrie, więcej optymizmu. To dopiero pierwszy dzień. Daj temu szansę – prosi Connor, a ja spuszczam wzrok na swoje dłonie, czując jak wyrzuty sumienia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. Od kilku miesięcy to na niego spadły wszelkie gówna dziejące się w naszym życiu. To on zmuszony był sprzedać nasz rodzinny dom, to na jego barki spadło wychowanie mnie, aż nie uzyskam dorosłości. To on musiał spakować siebie i mnie i zapominając o dawnym życiu, pracy, znajomych, wyjechać na drugi koniec kraju. I po co? Dla spokoju i nowego startu, którego i tak nie mamy, biorąc pod uwagę lokalizację naszego mieszkania. Jedyne, co tutaj możemy zyskać to pranie mózgu lub fuchę w barze „ Exlusive", który wygląda jak klub dla bogatych, a nie jest niczym innym jak domem publicznym dla meneli mających trochę więcej w portfelu niż panowie spod mostu. Do bani, mówiłam przecież.

- Byłoby zdecydowanie łatwiej, gdybym po prostu poszła do pracy, zamiast marnować czas na szkołę. Naprawdę jest mi to potrzebne? - jęczę, otwieram okno po swojej stronie i sięgając między nasze siedzenia, łapię paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpalam końcówkę, wciągając dym do płuc i rozsiadam się wygodniej, układając nogi na desce rozdzielczej. Connor nic nie mówi, sięga tylko po rzuconą przeze mnie paczkę i również zapala papierosa.

- Maluchu, dobrze wiesz, że musisz. Po pierwsze, nie pozwoliłbym byś skończyła edukację nim nie uzyskasz chociaż minimalnej gwarancji, że nie skończysz w burdelu. Po drugie, co z twoim marzeniem? Wiesz, że wymaga ono od ciebie minimum wykształcenia, nikt nie będzie chciał współpracować z kimś, kto przerwał szkołę. Musisz przeżyć ten rok, potem już tylko jakieś szybkie studia i w końcu dojdziesz do swojego celu. Czy nie tego pragniesz?

Drive onOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz