Gaudi maeror comes

170 8 3
                                    


Towarzyszka radości - smutek ☾


꧁꧂


Następnego dnia Hestia obudziła się znowu z dziwnym przeczuciem. Coś naprawdę było nie tak. Postanowiła, że jeszcze przed śniadaniem zaparzy sobie herbatkę z mieszanki owoców głogu i korzenia koziołka. Miała nadzieję, że pomoże jej to na nerwy. Zaparzyła herbatę i poszła wziąć prysznic. Wyszła z łazienki w ręczniku, aby odsłonić zasłonę w sypialni. Gęsty deszcz głośnymi uderzeniami bił w jej parapet, a przeraźliwie głośny wiatr wył obijając się o wszystko co napotkał. Nawet stara bijąca wierzba wydawała się być wobec niego bezsilna. Doprawdy fantastyczna pogoda na mecz quidditcha. Postanowiła, że jeśli rzeczywiście chce dzisiaj komuś kibicować musi się naprawdę ciepło ubrać. Z szafy wyjęła zatem gruby biały sweter i dość ciepłe brązowe spodnie na kant. Włosy związała w porządny gruby warkocz, aby wiatr nie wpędzał jej ich do oczu.

 Usiadła w fotelu aby wypić herbatę. Zastanawiało ją, czy mecz rzeczywiście się odbędzie. Pogoda nie była jeszcze aż tak fatalna. Spojrzała przez okno, ale na niebie zobaczyła jednak tylko ciemne burzowe chmury. Nie wiedzieć czemu dalej była okropnie zdenerwowana. Nie wiedziała co z tym faktem zrobić, przecież nic się nie działo. Spojrzała w kierunku kominka, na którym suszyły się liście mandragory. Westchnęła i wstała z fotela. Wzięła do ręki kilka liści i położyła je na stole. Z wielkiego pudła obok wyjęła swój stary kamienny moździerz niezbędny jej do produkcji eliksirów. Włożyła do niego liście i zaczęła je kruszyć. Chwilę później z pudła wyjęła jeszcze cienki papier pergaminowy. Nasypała do środka odrobinę liści i skrzętnie uformowała z niego dwa skręty. Odpaliła jednego z nich za pomocą różdżki i rozsiadła się w fotelu zaciągając się. Nie miała zamiaru otwierać okna. Gdyby to zrobiła wiatr chyba roztrzaskał by jej cały salon. Po kilku chwilach poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają, a serce zaczyna bić szybciej. Tylko od czasu do czasu pojedyncze nerwy w jej ciele drgały. Poczuła się od razu lepiej. Tak bezpieczniej. Posiedziała jeszcze chwilę w fotelu dopalając używkę. Następnie wstała, aby drugiego skręta spakować do małego metalowego pudełeczka i schować je do kieszeni od spodni. 

to tak na czarną godzinę. — pomyślała.

Wychodząc z pokoju ubrała jeszcze czarne kozaki i popatrzyła w lustro. Jej oczy były odrobinę zaczerwienione, a na usta wkroczył lekki nie do zmazania uśmiech. Barwę jej oczu zawsze mogła wytłumaczyć tym, że zwyczajnie się nie wyspała. A uśmiech był u niej całkiem naturalny. Wyszła ze swojej kwatery i zamknęła za sobą drzwi. 

Jakieś zrządzenie losu sprawiło, że w tym samym momencie trafiła na Remusa, który również wychodził ze swojego gabinetu.

— O, witaj Remusie. — powiedziała  uśmiechając się szeroko z lekko zmrużonymi oczami i przekręcając głowę w bok.

— Dzień dobry Hestio. — przywitał się z nią. — pogoda nie nastraja, ale widzę, że nie tracisz humoru.

— Nie, w żadnym wypadku. Dzisiaj same pozytywy. Po śniadaniu mam w planach suszenie ziół, a potem wybiorę się na mecz.

Remus przyjrzał jej się uważniej. Jak na dzisiejszą pogodę była zbyt entuzjastyczna.

— Widzę, że chyba już korzystałaś z tych swoich ziół. — powiedział patrząc na nią z pobłażaniem.

— Co? A tak... No coś się dzisiaj nie wyspałam i musiałam sobie wypić przed poranną kawą zieloną herbatkę na pobudzenie. Ale parzyłam ją tak 2-3 minutki, żeby rzeczywiście dobrze działała. — opowiadała intensywnie gestykulując. — wiesz, jakbym parzyła ją dłużej to wtedy jej działanie byłoby odwrotne od zamierzonego. Już zresztą ostatnio ci opowiadałam jak to jest z tą ilością, długością i w ogóle.

Fiat lux || Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz