Rozdział 7 - To tylko zszargana duma

601 37 1
                                    

Moja głowa pulsuje. Sok pomarańczowy i nadgryziony czekoladowy rogal nie pomagają w walce z ogromnym kacem. Ilość alkoholu, która lała się wczorajszego wieczora powinna być zakazana. Mimo to, plan Miriam działa. Rozmawiałam z każdym pracownikiem, a każdy pracownik rozmawiał z pozostałymi i kiedy o czwartej nad ranem już wszyscy ledwo stali na nogach, obwieściłam im wszystkim, że są najlepszymi pracownikami na świecie. Dostałam gwizdy i brawa, a na samo ich wspomnienie przechodzą mnie teraz dreszcze.

– Mam nadzieję, że dzisiejsze zajęcia będą polegały na leżeniu na kanapie – smęci Jennifer, pocierając swoje skronie. Kilka osób mruczy potakująco i wiem, że nie tylko w mojej głowie jest milion igiełek, które naciskają na każdą komórkę.

– Niestety muszę cię rozczarować – odpowiadam i dopijam sok do końca. Mój telefon piszczy, anonsując zjawienie się ekipy od zajęć. Wstaję niechętnie i kiedy kieruję się w stronę korytarza, zauważam, jak do jadalni wchodzi Evans. Jego metr osiemdziesiąt porusza się bez problemu, wygląda na wypoczętego odwrotnie proporcjonalnie do mnie. Po tym jak wczoraj zaliczył obrazę roku, nie zjawił się na dole aż do końca wieczoru. Albo nawet początku dnia, biorąc pod uwagę godzinę, o której zakończyliśmy imprezę. Nasze spojrzenia spotykają się. On mruży swoje oczy, podczas gdy ja ledwo powstrzymuję grymas.

– Walker – wita się chłodno. Prycham i nic nie komentuję. Z jednej strony cieszę się, że wrócił jego normalny nastrój i powrócił Pan Dupek, bo nie radziłam sobie z jego miłą, udawaną wersją. Z drugiej, wiem, że ten wyjazd będzie moim koszmarem, bo na pewno zrobi wszystko, żeby zatruć mi życie.

Wychodzę na werandę i widzę kolorowy bus, z którego wysiada piękna dziewczyna. Jej długie, brązowe włosy związane są w dwa dobierane warkoczyki, a pomalowane na krwistoczerwony kolor usta wyginają się w uśmiechu, gdy do mnie podchodzi.

– Musisz być Mia! – Rozpoznaję od razu jej głos.

– Cześć, Miriam – odpowiadam, ściskając jej dłoń.

– Nie mogę się doczekać! Kocham imprezy integracyjne. – Jej wysoki ton przyprawia mnie o jeszcze większy ból głowy. Uśmiecham się delikatnie, choć wcale nie jest mi do śmiechu.

– Poszliśmy za twoją radą i wczoraj nieco... pobalowaliśmy – tłumaczę, zapraszając ją do środka. – Jesteśmy wszyscy na wielkim kacu, więc oszczędź nas.

– O nie, nie, kochana – śmieje się, poklepując mnie po plecach. Czy jak się na nią porzygam, to jej entuzjazm zmaleje? – Mam idealne gry na kaca.

Świetnie.

– Hej wszyscy! – woła, gdy wchodzimy do jadalni. Jestem pewna, że grymas, który pojawia się na wielu twarzach, pojawia się również na mojej. Za głośno. Ta kobieta jest zdecydowanie za głośno. – Jestem Miriam.

Niektórzy burczą swoje imię, niektórzy wesoło machają, ale większość kiwa tylko grzecznie głową i zawiesza głowę na pustych talerzach. Kac to najgorsza rzecz na świecie.

– Witaj. – Harry Evans nagle zmaterializował się przy naszej dwójce. Jego oczy błyszczą, gdy pochyla się i całuje wierzch dłoni Miriam. Dziewczyna chichocze, a ja naprawdę mam ochotę puścić pawia. – Jestem Harry. Mieliśmy okazję już porozmawiać.

– Oczywiście! W rzeczywistości wyglądasz jeszcze lepiej – komentuje nasza animatorka, a moje brwi unoszą się prawie do czoła. W rzeczywistości? – Rozmawialiśmy parę razy na wideokonferencji, ale jestem pozytywnie zaskoczona – wyjaśnia Miriam, jakby odczytała moje niezadane pytanie. Przewracam oczami, gdy puszcza oczko do Harry'go, a on popisuje się przed nią swoimi białymi zębami.

WspółpracaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz