Rozdział 4 - Taką chemię to nawet niewidomy zobaczy

750 39 4
                                    

Wpatruję się w białą tablicę, którą Evans podkradł z głównego open space'a. Ten sam facet wypisał na niej punkty do zrobienia, a przy niektórych już widniał zielony ptaszek, oznaczający, że nie musimy się już tym zamartwiać. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu Harry naprawdę załatwił nam pokazywaną wcześniej chatę i już za równie dwa tygodnie całą ekipą nowojorskiego Black Industries spędzimy tam integracyjny weekend.

– Proszę – słyszę koło siebie jego głos. Spoglądam do góry, jego wysoka sylwetka przemieszcza się od mojego biurka, aby zasiąść przy swoim. Z ponurym wyrazem twarzy odchyla ekran swojego laptopa i znów klika w klawiaturę. Marszczę brwi, przenosząc spojrzenie na kubek pełny kawy. Od początku naszej współpracy, jak to uwielbia nazywać Evans, kilka razy napotkałam całkowitą pustkę przy podniesieniu filiżanki.

– Nie jest zatruta, jeśli się nad tym zastanawiasz.

Mój wzrok od razu przenosi się na Harry'go, który nie odrywał swojego spojrzenia od komputera. Dziwne ciepło, które rozeszło się po moim ciele okazuje się niespotykaną wdzięcznością do mojego wroga nr 1.

– Dziękuję. – Nie wiem, kto jest bardziej zaskoczony, ale jedyną oznaką zmiany nastroju Evansa jest zniknięcie bruzdy pomiędzy jego nastroszonymi brwiami. Wyglądał teraz całkiem beztrosko, jakby jedynym jego zmartwieniem było moje zadowolenie z otrzymania kawy. Zerkam z powrotem na ekran, aby prześledzić pomysły na zabawy i gry integracyjne. Napis na białej tablicy, napisany granatowym markerem, aż świeci neonem w moją stronę, przypominając mi, że to dokładnie moje zadanie i nie mogę znów sobie z czymś nie poradzić. Zapisuję wszystkie pomysły w notesie, a na jutro umawiam się na videorozmowę z jedną z animatorek z firmy o prostej nazwie Team–Building. Moje skupienie odcina mnie od świata zewnętrznego, dlatego lekko podskakuje, kiedy słyszę głos Evansa.

– Idziesz? – Stoi przy swoim biurku i zakłada na szerokie ramiona ciemną marynarkę. Jasny kosmyk włosów opada mu na czoło, a ja kompletnie nie wiem dlaczego przyciąga to moją uwagę. Kiedy zatapia palce we włosach, obniżam spojrzenie na jego twarz i szlag by jasny trafił, Harry patrzy wprost na mnie. Na jego ustach pojawia się uśmiech, który tylko udowadnia, że zostałam właśnie przyłapana. – Podziwiasz widoki?

– To najgorzej oklepany tekst, jaki tylko istnieje – bronię się od razu, chociaż zdradzieckie ciepło wspina się po mojej szyi. Harry wybucha śmiechem, od którego przechodzi mnie dreszcz. Jak taka wredna osoba, może się tak uroczo śmiać?

Czeka na mnie w drzwiach, jakby to, że zostanę po godzinach groziło zawaleniem się budynku. Przewracam oczami i z westchnięciem zamykam laptopa. Wrzucam notatnik do torebki i ruszam za Harrym, który swoimi długimi nogami przemierza biuro. Faktycznie wszystkie biurka są już puste, a ja przelotem zerkam na zegarek. William by nie uwierzył, że siedziałam tak długo w pracy. Zastanawiam się nad wysłaniem mu zdjęcia z biura, ale wszystkie myśli uciekają, gdy widzę, że na zewnątrz panuje totalna ulewa. Klnę pod nosem i korzystam z otwartych przez Evansa drzwi. Całą drogę do wyjścia spędziliśmy w komfortowej ciszy, która zostaje przez niego przerwana.

– Do jutra, Walker. – Puszcza mi oczko i wkracza prosto w deszcz. Słyszę piknięcie, oznaczające otwarcie drzwi samochodu. Unoszę brwi i zerkam na czarnego mercedesa, zaparkowanego tuż pod wejściem do kamienicy. Właściwie spodziewałam się, że Harry Evans jeździ najzwyklejszą szarą toyotą, ale niechętnie przyznaję, że wysoki SUV pasuje do niego. Czarny charakter, czarny batmobile.

Z bezgłośnym westchnięciem ruszam wzdłuż ulicy. W myślach dopisuję do listy must have samochód, tuż pod wynajęciem nowego mieszkania. Koszula przylepia się do mojego ciała i poważnie rozważam uniesienie torebki nad głowę, ale słyszę głos Harry'go, który powoduje, że przystaję. Spoglądam w kierunku drogi i widzę jego samochód.

WspółpracaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz