Rozdział 11 - Co on ci zrobił?

651 55 6
                                    

Mia

Jego usta są wszędzie. Szyja, obojczyk, to cholernie drażliwe miejsce za uchem. Zaciskam dłonie na kuchennym blacie. Później przenoszę palce w jego włosy. Ciągnę, a kosmyki są takie miękkie, że czuję, jakbym dotykała piórka. Wpijam się w jego usta i puszczają mi wszystkie hamulce, gdy dużymi dłońmi oplata moje biodra. Jego usta się rozchylają, język drażni i smakuje mnie w dzikich ruchach. Nie było czasu na słodkie, niewinne pocałunki. Zachowujemy się tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. W porównaniu do szaleńczych pocałunków, jego dłonie pieszczą moje uda w powolnym, zabójczym tempie.

To spełnienie moich marzeń. Niebieskie oczy Davona świdrują mnie, gdy odsuwa się w końcu ode mnie. Oboje głośno dyszymy.

– To był błąd... – mówi nagle, a ja marszczę brwi. Sekundę później jestem jeszcze bardziej skonfundowana, gdy ciemne włosy Davona się rozjaśniają, a morskie oczy przybierają odcień wiosennej trawy.

– Dla mnie nigdy nie będziesz błędem. – Głos Harry'go... zaraz, zaraz.

Budzę się z krzykiem, podnosząc się od razu do siadu.

Klatka piersiowa porusza się w górę i w dół w tempie, jakbym przed chwilą przebiegła maraton. Rozglądam się dookoła i z ulgą chłonę widok jeszcze nie rozpakowanej walizki, rozrzuconych ubrań w kącie pokoju i pustego miejsca obok w łóżku.

– Cholera jasna – mamroczę pod nosem, przyciągając kołdrę bliżej i opadam na poduszki z westchnięciem.

To był tylko koszmar. Piekielnie gorący, a zarazem niesamowicie pokręcony koszmar.

Jęczę głośno w poduszkę, gdy rozbrzmiewa budzik. Oby ten dzień był lepszy, niż ten sen.

Harry

Ten dzień nie może być gorszy.

Wszystko dzisiaj idzie nie po mojej myśli, a nawet nie ma ósmej.

Biorę kawę z mojej ulubionej kawiarni i modlę się w myślach, żeby chociaż ona dzisiaj była dobra.

Jeszcze raz naciskam przyciski po bokach mojego służbowego telefonu, ale ekran ani myśli się rozjaśnić. Zostawiłem na weekend laptopa w pracy, z myślą, że skoro jest wyjazd integracyjny to nie jest mi on do niczego potrzebny, a w wyjątkowych sytuacjach zawsze mam pod ręką telefon z dostępem do poczty. Otóż nie.

Pracuję w jednej z najbogatszych firm na świecie, a pieprzony William Walker nawet nie zadbał o działające telefony.

Nie to, że moja duma nie pozwoliła mi zgarnąć najnowszego Iphone'a, którego dostał każdy pracownik tuż po fuzji.

Mógł mnie zmusić, prawda?

– Co ja w ogóle pierdolę? – mamroczę cicho pod nosem, wklepując kod do przestarzałego domofonu. Jestem niewyspany. Moje sny nawiedzały najgorsze koszmary z Mią Walker w roli głównej. Jakby ta rodzina nie dała mi już wystarczająco popalić.

Przechodząc przez biuro witam się z pracownikami, którzy są w wyśmienitym humorze. Wiem, że przyczynił się do tego wyjazd integracyjny i muszę przyznać, że pomysł Mii był naprawdę rewelacyjny. Zatarły się wszelkie granice między pracownikami z Paryża, a tymi, którzy zostali po dawnym Harrison Inc. Jennifer porusza zabawnie brwiami, kiedy ją mijam, na co tylko przewracam oczami. 

– Piękne kwiaty, Harry! – krzyczy do mnie z drugiego końca niewielkiego open space'a.

– Jakie, do cholery, kwiaty? – Zatrzymuję się w pół kroku. Jenn tylko chichocze.

Marszczę brwi i ruszam ponownie w kierunku biura.

– Takie kwiaty... – myślę na głos, gdy tylko po wejściu do biura, mój wzrok spoczywa na ogromnym bukiecie czerwonych róż.

WspółpracaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz