Na początku była nicość. Wszechogarniająca, lecz nieogarniona. Brak czasu. Brak przestrzeni.
Początek wszystkiego. Świata i czasu, dobra i zła. Pustka, z której wyłonił się wszechświat.
To, co nadejdzie oraz przeminie. A także to, co wieczne.
Skat widział narodziny każdego wymiaru. Zobaczy też jego koniec. I będzie jego przyczyną.
Światło z ciemności. Czerwień wypierała nieprzeniknioną czerń. Płomień najczystszego zła rozprzestrzeniający się po świecie. Skat, Trygon, Pożeracz Światów. Bez względu na imię – ta sama potęga, ten sam byt zagarniający kolejne istnienia, by w końcu dotrzeć i tu.
Na Ziemię.
Rachel nie mogła ingerować. Wiedziała, kim była. Kiedyś – dziewczyną z Detroit, dziwaczką, od której lepiej trzymać się z daleka. Obecnie – córką Trygona. Całego zła wszechświata, które mogła jedynie obserwować zza kurtyny oddzielającej ją od rzeczywistości. Była wyższą siłą. Była Trygonem. Jego mocą i potęgą, narzędziem w rękach pradawnego zła.
I nagle była Angelą. Przeżywała moment, który bezpowrotnie zmienił życie biologicznej matki w piekło. Na ten sam los skazała wszystkie istoty tego świata. Widziała jego twarz, obrzydliwą i nieludzką, oraz ich twarze, rozciągnięte w zachwyconych uśmiechach. Krzyczała, ale jej przerażenie tłumaczyli sobie ekstazą. Żałowała, lecz nikogo nie była w stanie tym uratować. Przeklinała dzień, w którym otworzyła święte księgi.
Wszystko stanęło w płomieniach. Zewsząd dobiegł znajomy głos. Rozpaczliwy, przepełniony cierpieniem wrzask. Żywot Mary rozpłynął się z krzykiem w piekielnym ogniu. Wszystkich czekał taki los.
I Rachel nie mogła zupełnie nic na to poradzić.
– To zwykli śmiertelnicy. – Głęboki, wprawiający w wibracje wszystkie cząsteczki ciała głos odezwał się w jej głowie. – Zrozumiesz to, gdy poczujesz potęgę drzemiącą w tobie, córko.
Płomienie stopniowo malały. Czerwień u ich podstawy zaczęła spływać strugami krwi ku stopom Rachel. Chciała uciec, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa.
Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Fizycznie, czy metafizycznie. Czy wciąż na Ziemi, czy gdzieś daleko poza ludzkim pojmowaniem. Czuła wyrywającą się z piersi ekscytację. Ekscytację długiego oczekiwania, które wreszcie miało zostać spełnione.
Płomienie opadły niemal całkowicie. Jej stopy zniknęły w wartkim strumieniu krwi. Zewsząd dobiegał cichy, jednostajny głos. Wiele głosów. Potok zharmonizowanych, pewnie wypowiadanych słów, których nie rozumiała. Przepełnionych mocą, wzbudzającą gęsią skórkę na całym ciele.
Spojrzała na swoje odbicie w rzece. Choć okryte czerwienią, wyglądała zwyczajnie. Niemal normalnie, jeśli było cokolwiek normalnego w tym, co się działo.
Gładka tafla zafalowała. Obraz zniekształcił się.
Rachel krzyknęła.
Demoniczne odbicie uśmiechnęło się złośliwie, mrużąc dwie pary błyszczących oczu.
To nie mogła być ona. Uderzyła ręką w taflę krwi. Odbicie zniknęło, lecz po chwili wykrystalizowało się jeszcze wyraźniejsze. Bardziej rzeczywiste.
– Możesz wypierać, kim jesteś, lecz prawdy nie zmienisz – odezwał się szorstki głos.
Chciała krzyczeć. Zaprzeczyć, lecz nie miała tu głosu. Zaczęła desperacko walić pięściami w taflę. Łzy bezradności pociekły jej po policzkach.
Szarpnęło nią. Poczuła stalowy uchwyt na nadgarstku. Zachwiała się, poleciała do przodu. Zacisnęła powieki i w ostatniej chwili nabrała powietrza. Otoczyła ją ciepła, lepka krew.
CZYTASZ
Titans: Rewritten
FanfictionDick Grayson już dawno porzucił strój Robina. Teraz próbuje ułożyć swoje życie na nowo z dala od Gotham i superbohaterskich akcji jako policyjny detektyw w Detroit. Wszystko komplikuje się, kiedy zostaje wysłany do zbadania tajemniczej sceny morders...