VI. Nagłe zainteresowanie

106 9 70
                                    

~ 3 Października ~

Wrzesień przebiegł swoim tempem, jednak zdecydowanie szybszym, niż poprzednie miesiące. Lovino nawet nie miał pojęcia kiedy ten zleciał, a w październik wszedł z myślą, że dłużej nie jest wstanie przewidzieć co spotka go następnego dnia.

Siedząc na ławce w parku i dostając świeżymi powiewami wiatru w twarz, czuł, że jeszcze w jakimś stopniu żyje w świecie realnym, a nie marnej symulacji. Wieczorne spacery zawsze pomagały mu poczuć wewnętrzny spokój, jednak dziś nie sprostały temu zadaniu. Zamiast pakować plecak na jutrzejszy wyjazd, odpalał kolejnego papierosa na samą myśl o nim. Chciał i nie chciał na niego jechać równocześnie, ciężko było stwierdzić co bardziej. Niby w każdej chwili mógł zrezygnować, ale głos, który kochał mówić mu "Zrób to" teraz jak na złość brzmiał "Nie rób tego."

Od zmartwionego patrzenia w korony drzew, wyrwało go powiadomienie telefonu. Mimowolnie uśmiechnął się, gdy wyciągnął go z kieszeni i zobaczył, że czekała na niego wiadomość od Antonio.

Whynotantonio : Co porabiasz? Jak samopoczucie??

Vargas do tej pory nie spotkał się z tym, aby kogoś interesowało to jak się czuje. Było to dziwne, ale też niewyobrażalnie bardzo miłe i sprawiało, że uśmiechał się tak jak właśnie teraz. Mimo że wciąż nie potrafił przywyknąć czy też uwierzyć w obecność Fernandeza, to chcąc nie chcąc ta już stanowił część jego rutyny dnia codziennego. Hiszpan z nim pisał, rozmawiał na szkolnych korytarzach, a także co jakiś czas zapraszał po szkole na miasto. Po prostu był, a to dla Lovino było już naprawdę wiele.

lov.1v : Wyszedłem na spacer i jest raczej w porządku

lov.1v : A jak twoje?

***

Kirkland przytulając pluszaka miętowego królika, patrzył w ciszy na plecy swojego młodszego brata i Alfreda. Grali wspólnie w Mario Kart, a on z irytacją zastanawiał się czy Jones przyszedł na noc do niego, czy jednak Petera. Samemu nalegał, by zostać, a teraz nawet nie spędzał z nim czasu!

— Peter, pora spać. — Mruknął znużony Arthur.

— Nie prawda, nie idę jutro do zerówki. — Przeziębiony chłopiec zakasłał dla przypomnienia.

— To nic nie zmienia. Jest już dziesiąta, a takie małe dzieci jak ty i to w dodatku chore powinny dawno spać.

— Nie jestem mały, — Spojrzał z oburzeniem na starszego, gdy wyścig dobiegł końca. — mam sześć lat.

Arthur nie mając ochoty się z nim użerać, westchnął ciężko. Za jakie grzechy musiał mieć młodszego brata?

— Rób co chcesz, ale najpierw stąd wyjdź.Mógł brzmieć ostro, ale nigdy nie miał zbyt dużych pokładów cierpliwości, a młody żadnym aniołkiem nie był. — Ja z Alfredem jesteśmy zmęczeni, więc się kładziemy.

— Serio? — Peter spojrzał na Jonesa, gdyż jego zdanie obchodziło go o wiele bardziej, niż to starszego brata.

Alfred uśmiechnął się do niego pocieszająco. Z chęcią rozegrałby z młodszym jeszcze jedną partyjkę, ale czując na sobie zabójczy wzrok przyjaciela, nawet nie próbował zaprzeczać.

— Tak, Arthie mówi prawdę, jestem strasznie zmęczony. — Zmrużył lekko oczy i zaziewał jak na zawołanie.

— Kłamiecie. — Zarzucił, gdyż czuł, że był to podstęp do wyrzucenia go z pokoju i nie da się na niego nabrać po raz... około setny. — Nie pójdziecie spać, tylko będziecie robić obrzydliwe rzeczy.

Frenezje Romantyczne || Spamano - HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz