Prolog

59 1 0
                                    

Niepożądane myśli, pytania bez odpowiedzi, wspomnienia, o których chce się zapomnieć i fikcja, którą powinno przestać się wymyślać, by później nie załamywać się na rzeczywistych realiach. Filozoficzne pytania z sednem czym jest szczęście, jaki jest sens życia i do czego ono prowadzi, a także, czy każdy w swojej egzystencji zasługuje na miłość? Czy każdy w swoim życiu ma przypisaną już od samego początku tę jedną osobę? Osobę, która nas w pełni zaakceptuje, zawsze zrozumie lub przynajmniej to będzie jej głównym celem? Osobę, której charakter czasem nawet w dziwny bądź niemożliwy sposób idealnie współgra z naszym? Te wszystkie pytania zagościły na stałe w głowie Lovino. Nie czuł on w sobie nic oprócz pustki i tego paskudnego uczucia bezwartościowości, które potęgowało się w nim z każdym nowym dniem coraz bardziej.

Trzymając między palcami mały metalowy przedmiot, co chwilę go obracał i zastanawiał się nad tym co powinen z nim zrobić. Odpowiedz rzecz jasna była oczywista, jednak Vargas usilnie próbował wmówić sobie, że jest silny i tym razem się nie złamie.

Szlochając, zamknął oczy oraz spróbował uspokoić swój rozszalały oddech. Tracąc między tym kontakt z rzeczywistością, ścisnął odruchowo żyletkę i wbił ją omyłkowo w skórę. Syknął przez zaciśnięte zęby i z goryczą rzucił nią na drugi koniec pokoju. Po zwyzywaniu wszystkiego co było wokół, popatrzył na dłoń z powiększająca się kropką krwi. Zaczerwienione oczy samoistnie przeniosły swoje spojrzenie wyżej, na poranione od cięć nadgarstki w zabliźnionych ranach. Nie potrafił na nie patrzeć, a miał je wszędzie. Na brzuchu, udach, nawet ramionach... Tak długo udawało mu się nie robić sobie krzywdy... Śmiało mógł powiedzieć, że był z siebie dumny. Dla niektórych mógł, być to głupi powód do radości, jednak dla niego znaczył wiele i był ciężki do osiągnięcia. Myśląc o tym, jego usta przybrały na chwilę krzywy grymas mający przypominać uśmiech, a następnie znowu załkały.

"Wiedziałem, że wróci ze zdwojoną siłą, zbyt długo mnie ignorował..."               

Całe dwa tygodnie bez poniżania psychicznego i fizycznego były zbyt podejrzane, by być powodem do radości. Chłopak w temacie swojej rodziny nie miał za dużo do powiedzenia. Matka była jak cień, który przemykał się korytarzami i rzadko widział, a ojciec od dekady robił z niego zabawką do wyładowywania złości. Operacja się nie udała? Poniósł straty lub podwładny nawalił? Oczywiście, że to wina Lovino! I jak najszybciej dostanie za to karę!! Zadawał synowi ból fizyczny, który był dla niego nie do opisania, a wszystkie słowa, które przy tym mówił... Nigdy nie było w nich nawet chwili zawahania. Dlatego więc Lovino wiedział, że te nie mogły być kłamstwami. Każde raniło równie mocno i sprawiało, że nie potrafił myślec o sobie tak, by nie czuć obrzydzenia, zażenowania bądź złości.

"Masz wszystko o czym zamarzysz, a i tak zawsze chodzisz niezadowolony, ogarnij się!"

Szkoda, że tak naprawdę nie miał nic, a to były słowa, które słyszał zdecydowanie zbyt często. Dla rówieśników jego stan materialny był idealnym argumentem by myśleć, że miał idealne życie, którego nie doceniał. W końcu wszyscy od podstawówki, aż do gimnazjum wiedzieli, że miał piękny, duży dom z basenem i bogatych rodziców, którzy na pewno byli kochani. Czego chcieć więcej? Każdy widział w nim niewdzięcznego, rozwydrzonego gbura, a nie chłopaka, który był u szczytu wytrzymałości, miał ciągle czerwone od płaczu oczy oraz ciało pełne siniaków i blizn. Lovino nie raz miał ochotę zapytać czy ich też mu zazdrościli.

Przejeżdżając dłońmi po twarzy, roztarł łzy. Odgarniając tym samym gestem grzywkę z twarzy, ścisnął brązowe kosmyki najmocniej jak tylko umiał. Frustracja, którą czuł była nie do wytrzymania i zmuszała, by zadać sobie ból na jakikolwiek sposób. Czuł, że ta zaraz go złamie, a żyły w jego rękach bolą coraz bardziej i tylko czekają, by się nimi zajął. Z niepewnością podjął ruch, który wiedział jakie przyniesie konsekwencje... Podniósł lekko głowę do góry, a jego rozmazany od łez wzrok niemal natychmiastowo znalazł na podłodze jego najlepszą, a także jedyną przyjaciółkę. Żyletka tak pięknie i kusząco świeciła się w blasku księżyca... Patrząc na nią, słyszał głos w głowie, który wręcz błagał, by ją podniósł.

"Dobrze wiesz, że to ci pomoże. Nie opieraj się i zakończ to wszystko, bo i tak nic nigdy się nie zmieni."

Już kilka razy prawie pozbawił się życia, jednak jak widać bez skutków. Zwyczajnie się bał. Bał się śmierci, której tak bardzo pragnął. Bandażując nacięcia na skórze w ostatnich chwilach lub spuszczając potrzebne do nieobudzenia się tabletki w toalecie, pokazywał tylko jak bardzo dużym tchórzem jest...

Ostatkiem sił podniósł się i ponownie opadł na podłogę kawałek dalej. Wziął żyletkę do dłoni, po czym popatrzył na nią pustym wzrokiem. Drżącą ręką przyłożył ją do nadgarstka i przymknął powieki. Już ze sobą nie walczył. Wbił lekko ostrze w skórę, a następnie zgrabnie przeciągnął wzdłuż ręki. Wstyd się przyznać, ale tak cholernie mu tego brakowało... Postanowienie o odwyku i prawie miesięczny rekord bycia czystym rzucił w niepamięć na rzecz robienia kolejnych ran. Krew w swoim tempie spokojnie z niego upływała, a on chcąc dać jej jeszcze chwilę wolności, oparł się o ścianę oraz ciężko westchnął.

— Przecież ja sobie tylko pomagam, czy to naprawdę tak źle? — Monolog zakończony nerwowym śmiechem nie dawał wcale dobrych nadziei.

Mimowolnie popatrzył na to co przed chwilą zrobił, a płacz, który udało mu się opanować znów się nasilił, bo Lovino chciał żyć. Sęk w tym, że żyć naprawdę, a nie tylko istnieć.

***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Frenezje Romantyczne || Spamano - HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz