Rozdział 2

555 28 6
                                    




LILI

Chwytam do ręki szczotkę, by rozczesać swoje niesforne włosy. Na szybko zaplatam warkocza przyglądając się w odbiciu lustrzanym. Mam tylko chwile, by zdążyć na autobus i jeśli zaraz nie wyjdę z domu to już będzie kolejny w tym tygodniu, który odjedzie mi sprzed nosa.

Nie mogę stracić tej pracy, nie teraz, gdy zaczyna się wszystko układać. Cholera jasna przecież nie mogę mieć całe życie pod górkę.

Wybiegam szybko z pokoju przebiegając przez hol, w którym zauważam Claudie. Czarnowłosa zaczyna chichotać, gdy widzi, że po raz kolejny do pracy lecę na złamanie karku.

– Dziewczyno przecież się zaraz przewrócisz.

Przewracam teatralnie oczami, lecz posyłam jej lekki uśmiech.

– Znowu nie nastawiłam budzika – jęczę próbując ubrać sandałki i w tym samym czasie chwycić za torbę, w której mam ciuchy na zmianę.

Claudia wciąż chichocze przy tym popijając kawę, której niestety ja się nie mogłam napić. Dziewczyna obserwuje mnie i zapewne ma niezły ubaw z mojego poranka.

Podchodzę do niej szybkim krokiem, następnie zabieram jej kubek z ręki, w której ma gorącą i przepyszną kawą. Upijam trochę widząc jej śmieszny wyraz twarzy.

– Zrobiłam ci, masz swoją na stole – dziewczyna zabiera mi kubek z nadąsaną miną, lecz po chwili uśmiecha się, po czym odwraca plecami i rusza do kuchni.

– Jesteś kochana, co ja bym bez ciebie zrobiła. – Chwytam termos z najlepszą kawą, a kilka sekund później całuję ją przelotnie w policzek.

– Na pewno byś nie miała pracy!

Śmieję się po drodze biegnąc do wyjścia, ale akurat dziewczyna ma racje.

– Ucałuj Oliviera ode mnie! – krzyczę otwierając drzwi. Wychodzę na świeże Włoskie powietrze zauważając jak mój autobus, który musi zawieźć mnie do pracy stoi już na przystanku.

– Nie dziś, błagam! – jęczę próbując dobiec na miejsce, lecz już po chwili widzę jak transport odjeżdża mi spod nosa. – Nie! – tupie nogą rzucając torbę na ziemie.

Unoszę brodę do góry przymrużając lekko powieki, słońce dziś świeci o wiele mocniej niż zazwyczaj. Głośno wzdycham z bezsilności chwytając ramiączko sukienki, które zleciało mi podczas biegu. Podchodzę już spokojnie bliżej przystanku, by zobaczyć o której mam najbliższy autobus.8:39

– Super – mówię sama do siebie wiedząc, że już dziś na sto procent szef wyrzuci mnie z pracy.

Pracuję w tej kawiarni dwa tygodnie, a podczas tego czasu niestety spóźniłam się już parę razy. Oczywiście za to nie powinnam obwiniać kogoś innego jak tylko siebie.

Siadam na ławce, po czym spuszczam wzrok wlepiając spojrzenie w swoje dłonie. Gdy po chwili słyszę klakson samochodu, który podjeżdża pod przystanek uśmiecham się pod nosem. Z daleka zauważam białe Porsche, które poznam już wszędzie. Macham do kierowcy, który zsuwa szybę, następnie ściąga słoneczne okulary posyłając mi szeroki i szczery uśmiech.

– Dolce, znowu się spóźniłaś – mężczyzna bardziej stwierdza niż pyta przez co robi mi się głupio. Nie jestem chyba zbyt odpowiedzialną osobą na żadne stanowisko.

– Wsiadaj.

– Niestety tak, ale nie chcę się narzucać...

– Przestań gadać głupoty i tak jadę w twoją stronę.

Przewracam teatralnie oczami, po czym zrywam się na równe nogi. W głębi duszy wiem, że to Claudia zadzwoniła do mężczyzny i w ten sposób chciała mnie kolejny raz z nim spiknąć.

Cenny Dług Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz