Rozdział 2

74 10 3
                                    

Rano czekała mnie niecodzienna pobudka, kiedy zdziwieni rodzice weszli do mojego pokoju z pytaniem, czy nie mam dzisiaj zajęć.

Poderwałem się z łóżka, cały spocony. Serce biło mi chyba milion uderzeń na minutę. Rozejrzałem się po pokoju i wtedy spostrzegłem winowajcę tego całego zamieszania — mój telefon leżał rozładowany na ziemi.

W pośpiechu latałem po pokoju w jedną i drugą, narzucając na siebie pierwsze lepsze rzeczy. Nie było czasu na pierwszy tydzień szkoły i związany z nim pokaz nowych ciuchów, jakie nabyło się przez wakacje. Para spodni z szerokimi nogawkami i markowa bluza musiały mi dzisiaj wystarczyć.

Włosy przeczesałem rękoma, klnąc pod nosem, że akurat dzisiaj musiały przypominać gniazdo ptaków; odstawały na każdą stronę, ale nie mogłem poświęcić im więcej czasu niż kilka minut podczas których zwilżyłem je wodą, jak kretyn łudząc się, że to wystarczy, aby zapanować nad tym rozgardiaszem.

Zębów też nie miałem czasu umyć, jeśli chciałem zdążyć, aby rodzice odwieźli mnie do szkoły, w której już na pierwszej lekcji czekał mnie sprawdzian z matematyki nad którym wczoraj ubolewała Diana. Nie mogłem się nie zjawić, o ile nie chciałem dostać jedynki bez możliwości poprawy. Taki stan rzeczy nie był oczywiście akceptowalny.

Żując miętową gumę, drżącymi rękoma zapiąłem pas w samochodzie. Nerwowo ruszałem nogą, ponaglając rodziców, żeby docisnęli ten durny pedał gazu, bo nie mogłem być spóźniony! Nie dzisiaj!

Do sali lekcyjnej wpadłem cały zziajany i rozejrzałem się po swoich kolegach w klasie. Wszyscy mieli już naszykowane kartki i czekali na to, aż nauczycielka rozda sprawdziany.

— Panie Ignacy, myślałam, że nie doczekam się pańskiej obecności dzisiaj.

— Bardzo przepraszam za spóźnienie — wydyszałem i podszedłem do swojego przypisanego miejsca, wręcz rzucając się na nie cały wycieńczony.

— Król zaspał? — szepnęła Diana, uśmiechając się.

— Daj spokój — odpowiedziałem cicho. — Później pogadamy.

Sprawdzian nie był tak trudny, jak zakładałem. Drobne ruszenie mózgiem i przypomnienie sobie materiału sprzed wakacji zrobiło robotę. A przynajmniej takie miałem wrażenie i lepiej, żeby okazało się słuszne, bo nie mogłem pozwolić sobie zawalić całą swoją ciężką pracę na ostatniej prostej.

— No więc? — spytała Diana, kiedy wychodziliśmy z sali lekcyjnej. — Co odwaliłeś?

— Ja nic! Ale napisał do mnie jakiś śmieszny gość, tylko, cholera, telefon mam rozładowany. — Wyciągnąłem go z kieszeni jeansów łudząc się, że jeszcze się włączy, ale niestety nic z tego. — Masz ładowarkę?

Wyciągnęła ją z torby i podała mi ją. Diana jak zwykle przygotowana na koniec świata i więcej. Uśmiechnąłem się szeroko i usiadłem na podłodze korytarza przy najbliższym gniazdku, podłączając go do prądu.

— I co takiego napisał?

— Właśnie pisał po angielsku, ale coś w stylu „siema, piękny, jestem twoim fanem numer jeden".

Diana parsknęła śmiechem, kręcąc z politowaniem głową.

— I ja mam ci w to uwierzyć? — Popatrzyła na mnie sceptycznie.

— Zaraz pokażę ci dowody. Zaraz, jak tylko to ustrojstwo się włączy. No dalej, ładujesz się już dwie minuty, pobudka!! — warknąłem do telefonu przez co zarobiłem dziwne spojrzenia od reszty osób, które też czekały na następne zajęcia. — Mam to. Chodź tutaj. — Zaprosiłem ją gestem dłoni, a ta przykucnęła przy mnie, patrząc przez moje ramię na ekran telefonu.

Wake up, I miss youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz