Rozdział 35

42 6 9
                                    

William wtoczył się do kuchni zaspanym krokiem. Przecierał oczy, jakby niedowierzając, że Barth tutaj stoi i w dodatku rozmawia ze mną. Czułem, że jestem jeszcze cały czerwony od tego, jak gość podniósł mi ciśnienie. Teraz w dodatku naprawdę się spociłem, czekając na rozwinięcie tej sytuacji.

— Barth? — ziewnął. — Co ty tutaj robisz?

— Twój lowelas mnie tutaj zaprosił.

Przewrócił oczami. Nie podobało mi się, że pozwalał mu tak mnie nazywać, ale teraz nie to było najważniejsze.

— A po co? — zdziwił się.

— Podobno nie chcesz studiować w Stanach.

Wzruszył ramionami. Albo oni naprawdę nie gadali o czymkolwiek, co czekało ich w przyszłości, albo William nie chciał złamać mu serca, mówiąc, że jednak wybiera Polskę.

Byłem pod ciężkim wrażeniem tego, jak funkcjonowała ich przyjaźń. Jak można było nie poruszać tak ważnych kwestii, jak fakt wyprowadzki z kraju na dobre kilka lat? W głowie mi się to nie mieściło. Gdyby Diana miała zamiar studiować za granicą, wiedziałbym o tym pierwszy. William najwyraźniej przyjął taktykę totalnego zaskoczenia; nie dość, że swojego przyjaciela, to chyba siebie, bo biedak tak wahał się od jednej opcji do drugiej, że sam chyba nie podjął jeszcze wyboru.

— Jest to poniekąd prawdą — zgodził się.

Wewnętrznie zatańczyłem z radości, kiedy tylko zobaczyłem szok na twarzy Bartha. Jeden-zero!

— Niby dlaczego? — prychnął. — Nagle odkryłeś w sobie miłość do swoich korzeni i...

— Dobra, stop — przerwał mu. — Nie mam zamiaru o tym teraz rozmawiać, bo raz, dopiero wstałem, a dwa, jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Obiecuję, że dam wam znać chociaż tydzień przed, ale aktualnie sam jestem w niezłej kropce. Rozważam wszystkie plusy i minusy na tyle, na ile mogę, ale niestety: któryś z was skończy jako poszkodowany.

— Super — skwitował Barth. — Widzę, że już wybrałeś.

Nie czekając na odpowiedź, dosłownie wybiegł z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami wejściowymi tak, że wszystkie ściany w domu zadrżały.

— Wow — podsumowałem. — Nieźle.

— Co ty odwalasz tak swoją drogą? — zaatakował mnie nagle.

A już myślałem, że mi się upiecze.

— Chciałem dobrze — zacząłem się niezdarnie tłumaczyć. — Po prostu porozmawiać, bo wy najwyraźniej nie praktykujecie takich zwyczajów między sobą, ale to był totalnie inny Barth niż ten, którego poznałem...

— Bo z niego jest kawał chuja tak naprawdę — zaśmiał się pod nosem. — Cieszę się, że chcesz dobrze, ale please nie mieszaj się w to, co jest między mną a nim.

— A co jest tak w sumie między wami? Bo usłyszałem ciekawą wersję.

Zmieszał się, widziałem to. Szlag by to trafił!

Nie miałem nic do tego, że William spał z połową Stanów Zjednoczonych zanim mnie poznał. To było przede mną, ale nagle głowę zaatakowały obrazy, kiedy po powrocie ode mnie Barth paradował bez koszulki za jego plecami i za nic nie mogłem tego odpędzić. Powinienem był trzymać buzię na kłódkę, zanim jeszcze bardziej się pogrążę i William sam zabukuje mi bilet na wczoraj, żebym wracał do Polski, ale tak bardzo mnie to paliło.

Wake up, I miss youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz