Rozdział 38

24 5 0
                                    

Grecja faktycznie była słoneczna. Nawet aż za bardzo.

Chłopcy przylecieli najpierw samolotem do mnie, przenocowałem ich i po zgarnięciu Diany ruszyliśmy na lotnisko. Barth całą drogę śmiał się, że polski brzmi, jakby ktoś wsadził sobie pięść do gardła i zaczął mówić. Nie dyskutowałem z nim, bo może nawet i miał trochę racji; nie był to zdecydowanie najprostszy język. Wręcz przeciwnie.

Z tego, co widziałem, cały lot przegadał z Dianą. Dyskutowali żywo na jakieś tematy, podczas gdy William przytulony do mojego ramienia ucinał sobie krótką drzemkę. Trzymałem go za rękę i słuchałem muzyki, zastanawiając się, czy serio przypadkowo spiknę Dianę z Barthem. To byłoby chyba najgorsze, czego bym dokonał, zwłaszcza widząc, że Barth bardzo naciska na pozostanie w Stanach. Może to była moja karma za odebranie mu przyjaciela? Teraz on weźmie moją przyjaciółkę do siebie...

Z początku myślałem, że Diana totalnie się z nim nie dogada, ale najwyraźniej zaważyła tutaj też część o tym, że ostro pokłóciła się z Kamilem, kiedy ten dowiedział się, że leci z trójką facetów na wakacje, nie zabierając go ze sobą. Tłumaczyła mu, że to bardziej moi znajomi niż jej, ale on był nieugięty i uznał to za niedopuszczalne. Tak w sumie, to rozumiałem jego punkt widzenia, ale Diana miała to gdzieś, jako że ostatnimi czasy jedyne, co robili, to kłócili się. Dziwiłem się, że jeszcze są razem, chociaż podejrzewałem, że pozostanie tak tylko do momentu, aż Diana nie złapie sygnału w komórce, na którą przyjdzie wiadomość, że to koniec.

Leżąc i opalając się nad basenem, nie wydawała się być tym specjalnie przejęta. Nie dopytywałem, czy faktycznie z nią zerwał, bo czułem się odrobinę winny. Nawet w miejscu, w które przyjechałem odpoczywać, nie mogłem się wyluzować. Czułem cały czas napięcie, czekając cierpliwie na ostateczną decyzję Williama, która, jak na złość, nie nadchodziła.

Biedak leżał na leżaku lekko zestresowany, najpewniej przez wygląd jego ręki. Chciał wyjść opalać się w koszulce na długi rękaw, ale szybko wybiłem mu ten pomysł z głowy. Był wśród swoich i ufałem, że nikt go z tego tytułu nie będzie osądzał, a przypadkowymi ludźmi nawet nie miał co się martwić. I tak ich więcej na oczy nie zobaczy.

— Basen? — zaproponował, przeciągając się.

Wzdrygnąłem się. Dla mnie woda tam była zawsze odrobinę zbyt zimna, zwłaszcza po wylegiwaniu się na słońcu. Pomimo smarowania się najwyższymi filtrami, nadal wysypało mi piegów na całym ciele i wyglądałem teraz jak biedronka — cały w kropkach.

— Niech ci będzie — westchnąłem i wstałem.

Złapał mnie za rękę, ale szybko włożył drugą pod moje nogi i rozpędzając się, wskoczył do wody, która nalała mi się do ust i nosa.

— Jesteś nienormalny — skwitowałem, krztusząc się.

— Widziałem twoją minę; jeszcze byś się rozmyślił, a woda jest przecież taka cudowna.

Wzruszyłem ramionami. Woda jak woda, bywałem milion razy w takiej. I znowu na prowadzenie wychodziło moje dotychczasowe podejście do życia: luksusy otaczające mnie z każdej strony sprawiały, że coraz mniej doceniałem nowe przeżycia, bo wiecznie mi już przypominało coś, co przeżyłem. Nie było w tym nic ekscytującego. Jedyną nowością było to, że jestem tutaj teraz z Williamem i mamy wspólny pokój, co odpowiednio wykorzystujemy wieczorami.

Diana miała mieć osobny pokój, ale widziałem, jak wieczorami zakrada się do Bartha. Koniecznie musiałem spytać się jej, czy już się ze sobą przespali, ale nie było ku temu okazji.

Wake up, I miss youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz